Tygodnik "Wprost" dotarł do informacji na temat afery stoczniowej przesłanych przez CBA najważniejszym osobom w państwie, z których wynika, że Agencja Rozwoju Przemysłu robiła, co mogła, aby przetarg na majątek stoczni wygrała faworyzowana przez ARP firma - Stiching Particulier Fonds Greenrights, czyli tzw. Katarczycy.
Katarczycy, choć nie wpłacili wadium w przewidywanym terminie, i tak zostali dopuszczeni do dalszego etapu przetargu. Ponadto w stenogramach rozmów, do których dotarł "Wprost", wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik nazywa katarski fundusz "tym naszym", a pozostałe firmy biorące udział w przetargu to "sztuki".
Urzędnicy byli zaniepokojeni, że "przyjaciele" spóźniają się z wpłatą pieniędzy.
- Jest oświadczenie od przyjaciół, ale nie ma kasy i może nie być (...) no k...a niech oni by przesłali potwierdzenie przelewu - mówił prawdopodobnie Piotr S., dyrektor oddziału warszawskiego ARP do szefa Agencji Wojciecha Dąbrowskiego.