Tak umierał król

2009-06-27 9:30

Michael Jackson nie żyje. Umarł wczorajszej nocy w szpitalu w Los Angeles. Serce króla popu zatrzymało się około 21.30. Godzinna reanimacja nie przyniosła skutku

Wieść o śmierci Michaela Jacksona (50 l.) wstrząsnęła światem! Jeden z najpopularniejszych artystów wszech czasów zmarł nagle na atak serca w swojej willi w Los Angeles. Choć dokładną przyczynę śmierci genialnego muzyka potwierdzi dopiero sekcja zwłok, to lekarze podejrzewają, że Jackson przedawkował środki przeciwbólowe. Nikt nie ma wątpliwości, że do zgonu piosenkarza przyczyniły się też serie operacji plastycznych, tajemnicze kuracje w komorach tlenowych, które pomagały mu zatrzymać młodość i zwalczyć uzależnienie od środków psychotropowych.

Jedni go kochali, inni nienawidzili, ale nikt nie przechodził obok niego obojętnie. We wszystkich zakątkach Ziemi miliony ludzi pogrążyły się w rozpaczy, kiedy amerykańskie media doniosły o śmierci utalentowanego piosenkarza. Michael Jackson zmarł w czwartek o godzinie 23.26 (14.26 czasu lokalnego w Los Angeles). Wezwani przez współpracowników króla popu lekarze i sanitariusze bardzo długo walczyli o życie nieprzytomnego artysty, ale przegrali. Po ponadgodzinnej reanimacji musieli uznać, że Jackson nie żyje.

Tak umierał król

21.21 (12.21 w Los Angeles). Rozpoczyna się desperacki wyścig ze śmiercią. Pracownik rezydencji Jacksona dzwoni pod numer alarmowy 911 i wzywa pogotowie ratunkowe. Na monitorze w karetce wyświetla się napis "50-letni mężczyzna przestał oddychać". Gdy kilka minut później ratownicy przekraczają próg domu artysty, Michael leży nieprzytomny na podłodze. Obok niego leży strzykawka z mieszanką silnych leków przeciwbólowych. Zagraniczne media podają, że to właśnie po wstrzyknięciu specyfiku Michael nagle zaczął tracić oddech. Sanitariusze podali królowi popu tlen przez maseczkę i wykonali masaż serca, ale na nic się to zdało. Piosenkarza pod eskortą 10 ochroniarzy szybko przewieziono do pobliskiego Centrum Medycznego Ronalda Reagana. Zaraz potem pod izbę przyjęć podjeżdża samochód, z którego wysiada zapłakana matka piosenkarza, Katherine Jackson (79 l.).

 

23.25. W szpitalu najlepsi specjaliści robią co mogą, by Michael zaczął oddychać i wrócił mu prawidłowy rytm serca, ale artysta zapada w śpiączkę i już nie odzyskuje przytomności. Gdy lekarze walczą o jego życie, w Internecie pojawiają się doniesienia o krytycznym stanie idola Amerykanów. Tłumy zrozpaczonych fanów okupują szpital, z niepokojem czekając na jakiekolwiek wieści.

 

0.15. Dziennik "Los Angeles Times" podaje informacje o śmierci wielkiego Michaela. Teren przy szpitalu zaczyna wyglądać jak oblężona twierdza. Wśród rzeszy wielbicieli Jacksona i dziennikarzy pojawia się siostra piosenkarza, La Toya (53 l.). Ze względów bezpieczeństwa policja wyłącza z ruchu ulice przylegające do Centrum Medycznego.

 

0.26. Agencja prasowa Associated Press potwierdza wstrząsające informacje: król popu nie żyje!

 

1.30. Porucznik Fred Corral, koroner miasta, w wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN mówi, że Jackson zmarł dokładnie o 23.26. Lekarz sądowy zapewnia, że najszybciej jak się da, zbada zwłoki artysty, by ustalić przyczynę śmierci.

 

3.40. Ciało Michaela zostaje przetransportowane helikopterem do kostnicy, gdzie ma się odbyć sekcja zwłok. Patolodzy będą szukać uszkodzeń serca i obcych substancji we krwi gwiazdy.

4.14. Jermaine Jackson (54 l.), starszy brat muzyka, wygłasza na terenie szpitala krótkie oświadczenie. - Prywatny lekarz i sanitariusze jeszcze w domu próbowali przywrócić oddech Michaelowi. W szpitalu reanimowano go ponad godzinę, ale serce odmówiło posłuszeństwa - mówi Jermaine, z trudem powstrzymując łzy rozpaczy.

 

4.46. Do rezydencji muzyka wkracza policja, która ma przeprowadzić drobiazgowe śledztwo.

 

5.20. Brian Oxman, prawnik rodziny Jacksonów, przyznaje, że Michael brał dużo leków i obawia się, że to one zabiły piosenkarza.

 

6.45 (21:45 w Los Angeles). Producent muzyczny Tarak Ben Ammar (60 l.) oskarża lekarzy o śmierć Michaela. - To jasne, że kryminalistami w tym przypadku są lekarze, którzy zajmowali się nim w czasie całej kariery, którzy zniszczyli mu twarz, którzy dawali mu leki przeciwbólowe - mówi Ammar. - On był hipochondrykiem i nikt dokładnie nie wie, czy był chory, bo został okrążony przez szarlatanów, którzy wystawiali mu rachunki w tysiącach dolarów za leki i witaminy - dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają