Ktoś, kto popełnił ten okrutny mord, nie zasługuje na to, aby nazywać go człowiekiem. Morderca bądź mordercy - w tej chwili tego nie wiemy - urządzili prawdziwe polowanie na swe ofiary. Spętane i okrutnie zmasakrowane zwłoki Karola J. (15 l.), jego mamy Haliny J. (47 l.) i babci Wacławy S. (89 l.) leżały w różnych częściach domu przy ul. Polnej w Dęblinie. Oprawca nie chciał patrzeć na błagające o litość oczy swych ofiar. Całą trójkę zostawili tak, aby nie widać było ich wykrzywionych w bólu twarzy.
Najprawdopodobniej do zbrodni doszło rano. - Dzwoniłem do Karola przed dziewiątą rano. Miał wyłączony telefon. To dziwne, bo nigdy nie rozstawał się nawet na sekundę z aparatem - mówi kolega ze szkoły zmarłego chłopaka. W tym czasie zapewne Karol już nie żył. Zwłoki chłopaka, ze spętanymi z tyłu rękami, leżały na progu jego pokoju. Najpewniej próbował uciekać do siebie. Pokój Karola, spore pomieszczenie zrobione w przybudówce domu, było spalone. To tam podłożył ogień ten, który chciał pozbyć się dowodów swego bestialstwa. Jedynie gdzieniegdzie zaczernione od sadzy ściany i stopiony od gorąca ekran komputera stojącego na biurku świadczą o tym, że prawie mu się to udało. Kilka kroków dalej, w przedpokoju leżała babcia Wacia, jak ją nazywano w domu. Nie miała szans obronić się przed silnym napastnikiem, który ostrym i ciężkim narzędziem zmasakrował jej głowę, a ciało ułożył twarzą do podłogi.
Znajomi zamordowanych są wstrząśnięci. - Dlaczego? To była zwyczajna, kochająca się rodzina - kręci głową sąsiadka, z którą pani Halina często jeździła na zakupy do pobliskich Puław. Już nigdy więcej z nią nie pojedzie. Policjanci znaleźli zwłoki Haliny J. w specyficznej pozie, klęczące przy łóżku w salonie, z głową wtuloną w obicie tapicerskie. Kto, dlaczego, po co? W tej chwili nikt tego nie wie. Zbigniew J., ojciec Karola, który zawiadomił policję o tragedii, wciąż jest przesłuchiwany przez policjantów i śledczych z Prokuratury Okręgowej w Lublinie, gdzie został przewieziony. - Wciąż trwają czynności z jego udziałem - mówi tajemniczo prok. Beata Syk-Jankowska. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że policja nie wyklucza udziału w morderstwie kogoś bliskiego rodzinie. Może o tym świadczyć fakt, że drzwi domu, gdzie doszło do masakry, były zamknięte na klucz.