Kiedy tuż po godzinie 20 telewizja podała wstępne, sondażowe wyniki wyborów, w sztabie PO wybuchła radość. Korki od szampana jednak nie wystrzeliły. Liderzy PO skutecznie studzili rozpalone głowy młodych działaczy Platformy. - To tylko sondaże, a pracownie się mylą. Poczekajmy na PKW. Wtedy będzie feta - przekonywali. Nic więc dziwnego, że warszawski biurowiec Focus bardzo szybko opustoszał. - Jak zostaną ogłoszone oficjalne wyniki wyborów, to po męsku wyściskam Bronisława Komorowskiego - rzucił na odchodne premier Donald Tusk (53 l.).
W sztabie przegranych po ogłoszeniu wyborów zapanował smutek. Czołowi politycy podzielili się w małe grupy i namiętnie dyskutowali. Część młodszych działaczy od razu ruszyła w miasto. - Nadzieja umiera ostatnia - rzucili w kierunku dziennikarzy. Choć mało kto wtedy przypuszczał, że wynik wyborów może się jeszcze zmienić na korzyść prezesa PiS. Tymczasem parę minut po północy PKW zgotowała sztabowcom PO prawdziwy horror. Po przeliczeniu głosów z połowy okręgów wyborczych okazało się, że Kaczyński wyprzedził Komorowskiego. - To wspaniała wiadomość, choć nie wiemy, czy to wyniki z prowincji czy większych miast (w największych polskich miastach zdecydowanie wygrał kandydat PO) - tłumaczył w TVP Info Jacek Kurski (44 l.). Wszyscy przypominali rok 1995, kiedy położyli się spać w Polsce prezydenta Lecha Wałęsy (67 l.), a obudzili w Polsce Aleksandra Kwaśniewskiego (56 l.). Tym razem jednak powtórki z historii nie było. Kilkadziesiąt minut później, po przeliczeniu głosów z 80 procent okręgów, Komorowski wysunął się na prowadzenie, którego nie oddał aż do końca. Ostatecznie na kandydata PO głos oddało 8 mln 933 tys. osób. Na prezesa PiS o ponad milion osób mniej. Frekwencja wyborcza wyniosła 55,31 proc.
Nowy prezydent zostanie zaprzysiężony najprawdopodobniej dopiero w połowie sierpnia. Wcześniej będzie musiał się zrzec funkcji marszałka Sejmu (zastąpi go ktoś z czwórki: Kopacz, Sikorski, Schetyna, Gowin). W międzyczasie Komorowski rozpocznie też kompletowanie składu Kancelarii Prezydenta.
Od niedzieli Platforma ma to, czego chciała - pełnię władzy. W najbliższym czasie czeka ją poważny polityczny sprawdzian. Będzie miała trudne zadanie. Jeśli Tusk chce przeprowadzić zapowiadane przez siebie reformy (z reformą finansów publicznych na czele), czeka nas zaciskanie pasa. Tymczasem w czasie kampanii Komorowski sporo Polakom naobiecywał. Jak teraz PO to wszystko pogodzi? - Po zwycięstwie kandydata PO rząd traci wymówkę, że powodem jego zaniechań jest groźba prezydenckiego weta - napisał wczoraj londyński "The Economist".
Tusk ma też inny problem. W przyszłym roku czekają nas kolejne wybory - tym razem parlamentarne. Premier zdaje sobie sprawę, że w takim czasie niepopularnych reform się nie przeprowadza. W miejscu dreptać jednak nie może, bowiem opozycja będzie go sukcesywnie rozliczała. Już w niedzielę Joanna Kluzik-Rostkowska (47 l.) przypomniała sprawę in vitro, parytetów i programu budowy przedszkoli. Zaś szef SLD Grzegorz Napieralski (36 l.) - obiecane przez Komorowskiego podwyżki dla nauczycieli i 50-proc. zniżkę na kolej dla studentów.
Jak z tym wszystkim PO sobie poradzi?