Pan Stanisław dnia, w którym zginęła jego córka, nie zapomni nigdy. Po południu zadzwoniła do niego przerażona żona i krzyczała do słuchawki: - Wojtek zamordował Anię!
Gdy pan Stanisław dojechał do domu, policja już go nie wpuściła za próg.
Jego córka nie miała łatwego życia z mężem. Awanturował się od początku małżeństwa. Niespełna miesiąc po ślubie, w Wigilię, zrobił żonie awanturę i próbował siłą zedrzeć z jej palca obrączkę. Potem było tylko gorzej. Po urodzeniu Karolka wyładowywał na nim swoje frustracje. Gdy dowiedział się o planowanych chrzcinach, zwabił Anię do pokoju hotelowego i zamknął w łazience, by nie pojawiła się na uroczystości.
-Musieliśmy przekładać chrzciny - opowiada pan Stanisław. W sierpniu strącił z łóżka Karolka i uderzył go w twarz. Ania poszła na policję.
Po tym zdarzeniu Wojciech S. dostał sądowy zakaz zbliżania się do dziecka.
- Musiał planować zbrodnię, bo w domu Ani pojawił się w puchowej kurtce i czapce, choć na zewnątrz było ciepło. Dopadł żonę w kuchni. Dźgał ją, aż złamał ostrze noża. Potem uciekł. Dwa dni się ukrywał w Tarnowie, a potem skoczył z wieżowca. Karolek (1,5 r.) został bez rodziców. Pan Stanisław nie ma pieniędzy, by opiekować się wnukiem. Ledwo mu wystarcza na utrzymanie i spłacenie długów. Modli się, by chłopczyk nie trafił w ręce rodziców mordercy.