Barbara i Zbigniew O. żyli razem w małym mieszkaniu na jednym z tczewskich blokowisk.
To nie była dobrana para - nie mają wątpliwości sąsiedzi. Żona dominowała w związku. Traktowała męża jak ostatnią fajtłapę. Cięgle mu ubliżała, wciąż nie była zadowolona. Pan Zbigniew starał się dogadzać małżonce jak tylko mógł. Ale jego cierpliwość w końcu się wyczerpała...
Feralnego dnia pani Barbara obudziła się około godz. 10. Mąż zawsze przynosił jej śniadanie, bo tego sobie życzyła. - Pan Zbyszek bał się awantury, chodził za nią jak pies na smyczy. Robił wszystko, co mu kazała - tłumaczą znajomi mężczyzny.
Tego poranka jednak śniadania nie było. Mało tego, mąż zapowiedział kobiecie wyraźnie, że od tej pory posiłki ma sobie przygotowywać sama. A może nawet i jemu powinna czasem coś ugotować. W końcu przecież jest kobietą... No, tego już małżonce było za wiele.
- Darła się na cały blok - relacjonują sąsiedzi. - Ale tym razem i on na nią krzyczał.
Kobieta nie wytrzymała napięcia. Wzięła do ręki nóż kuchenny i wbiła go mężowi w klatkę piersiową.
Mieszkańcy bloku mieli już dość awantury. Gdy więc wrzaski nagle dziwnie ucichły, początkowo się ucieszyli. Ale potem zaniepokojeni zadzwonili na policję. Wezwany patrol znalazł w mieszkaniu zwłoki pana Zbigniewa i jego żonę. Dookoła było pełno krwi.
- Kobieta została zatrzymana. Sąd aresztował ją na trzy miesiące. Za morderstwo grozi jej dożywocie - mówi Dariusz Górski, rzecznik tczewskiej policji.