Amelia wzorowo zdała maturę. Była śliczną młodą dziewczyną z planami na przyszłość. Chciała pracować z niepełnosprawnymi dziećmi. Bez problemu została przyjęta na studia w Krakowie na Uniwersytet Pedagogiczny.
- Miała już wynajęte mieszkanie - opowiada przez łzy jej mama.
Po południu w ostatni wtorek wakacji postanowiła odwiedzić koleżankę, która mieszka po sąsiedzku. Wzięła samochód i wyjechała na główną drogę. Po przejechaniu kilkuset metrów ustawiła się do skrętu w prawo, włączyła kierunkowskaz.
Wtedy w tył jej auta najechał ciągnik z naczepą. Siła uderzenia była ogromna. Zepchnęła Amelię na przeciwny pas ruchu, wprost pod koła ciężarówki. Samochód dziewczyny został zmiażdżony przez dwa tiry. Amelia zmarła w karetce pogotowia.
Rodzina i przyjaciele nie mogą się pogodzić ze śmiercią Amelki. Podobnie jak jej pies - trzyletni jamnik Martini. Osowiały siedzi na podwórku przed jej domem. Czeka. Amelia przygarnęła go, gdy był szczeniakiem. Pokochał ją. Gdy przyjeżdżała ze szkoły, nie odstępował od jej nóg. Pies nie wie, że jego pani nie wróci. Amelka została pochowana na cmentarzu, niedaleko własnego domu.
Na miejscu, w którym zginęła nastolatka, wciąż palą się znicze. Śmierć poniosło tam już kilka osób, ale nikt nie zrobił nic, by poprawić bezpieczeństwo mieszkańców Tęgoborza.