Telewizor stanął w płomieniach, drzwi wyleciały z futryn, a szyby w oknach rozprysły się na kawałeczki. Kłęby dymu zaczęły dusić pana Zygmunta, jeszcze zanim coraz większe płomienie dotknęły jego ciała. Ciężko ranny, poparzony w 80 procentach mężczyzna trafił do szpitala i walczy o życie. - Mój ukochany dziadek zginąłby przez starego grata - rozpacza Michał Kołodziej (27 l.), wnuk pana Zygmunta.
Huk eksplozji wstrząsnął domem przy ul. Wyzwolenia w Białej Podlaskiej. Po chwili ze środka buchnęły płomienie i kłęby dymu. - Przez wybite okna w kuchni pana Zygmunta zobaczyłem ogień buchający z telewizora. Sąsiad leżał na łóżku. Cały był we krwi. Wyszeptał tylko: "Ratuj mnie, ratujcie dom" - dramatyczne chwile relacjonuje Ryszard Modelewski (54 l.), sąsiad pana Zygmunta. Mężczyzna wszedł do płonącego budynku i wyniósł sąsiada na rękach. - Widok był przerażający. Ciało Kołodzieja było okaleczone. Gdy go niosłem, widziałem, jak zwęglona skóra odrywa się od kości - opowiada bohaterski sąsiad. Na miejsce tragedii natychmiast przyjechało pogotowie i straż pożarna. Pan Zygmunt trafił do Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej pod Lublinem. Dopiero wtedy o dramacie staruszka dowiedział się jego ukochany wnuk, Michał.
- Gdy usłyszałem, co się stało dziadkowi, aż nogi ugięły się pode mną. Lekarze z Łęcznej powiedzieli, że muszą zastosować terapię polegającą na pozaustrojowym natlenianiu krwi. Ale nie wiadomo, czy przyniesie ona rezultaty - Michał Kołodziej nie kryje łez. - Wcześniej nie pomyślałbym, że ten stary telewizor, który dziadzio odkupił od kogoś, może być śmiertelnie niebezpieczny. Ale gdy dojechałem do spalonego domu i wszedłem do pokoju, w którym stał odbiornik, zauważyłem, że z niego praktycznie nic nie zostało... Musiało dojść do zwarcia i telewizor eksplodował - opowiada wnuk. Przyczyny tragedii zbada teraz policja. - Ja modlę się, żeby dziadek przeżył. Był dla mnie jak ojciec, razem mieszkaliśmy.