Uhonorowanie literackim Noblem francuskiego pisarza Jean-Marie Gustave Le Clezio zaskoczyło mnie. Nie przewidywałem takiego werdyktu. Stawiałem na wymienianego od lat w gronie faworytów wybitnego szwedzkiego poetę Tomasa Transtromera. Poznałem go podczas pobytu w Szwecji, więc może to też miało wpływ na moje oczekiwania. Myślałem również, że dobrze by było, gdyby nagrodzony został mieszkający w Stanach Zjednoczonych Litwin - przyjaciel Josifa Brodskiego i Czesława Miłosza - Tomas Venclova. Niestety, dziś mało się o nim pamięta, a jest to przecież pisarz wybitny, jak najbardziej godny Nobla. Ale chyba strefa małych krajów Europy Środkowej nie ma dobrej passy.
Wróćmy jednak do laureata. Przypomniałem sobie, że w latach 60. zauważył go Witold Gombrowicz. W "Dziennikach" zwracał uwagę na młodego, przebojowego francuskiego pisarza; był pod wrażeniem jego kariery. Ale ja o Le Clezio mało wiem i nie znam jego książek.
Mam wrażenie, że następuje dewaluacja Nagrody Nobla. Niech Czytelnicy "Super Expressu" spróbują bez zastanowienia odpowiedzieć, kto dostał tę nagrodę sześć lat temu; a nawet gdyby przez chwilę zebrać myśli - odpowiedź na to pytanie nie będzie prosta. Ja nie potrafię podać tego nazwiska. Teraz świat zmienia się w taki sposób, że literacki Nobel jest rozbłyskiem. Po chwili znika, nie pamiętamy o laureacie. Jeżeli kreuje dziś gusta, to tylko przelotnie. Kto dziś pamięta Portugalczyka Jos Saramago? Kto go pamięta z książek, a nie z informacji, że dostał tę nagrodę? Dawniej Nagroda Nobla odgrywała pomnikową rolę. Uważam jednak, że to dobrze, że w tym roku został wydobyty pisarz niezbyt znany na świecie.
Stefan Chwin
Powieściopisarz, krytyk literacki, historyk literatury. Ma 59 lat