"Super Express": - Jak długo spałeś w środę w nocy?
Mariusz Lewandowski: - Wcale się nie położyłem, bo jak tu zasnąć po takim sukcesie? I teraz mam oczy jak pięć złotych (śmiech). Jestem wniebowzięty!
- Prezydent Szachtara Rinat Achmetow zamierza godziwie was wynagrodzić. Każdy z piłkarzy ma otrzymać po 400 tysięcy euro...
- Nie myślę o pieniądzach. Wiem jedno: prezydent nas nie skrzywdzi. On zasłużył na ten puchar. Po meczu cieszył się razem z nami. Momentami zachowywał się jak małe dziecko. Jednak nie tylko on, ale każdy z nas. Ale co tu się dziwić?! Cały kraj jest z nas dumny. Gratulował nam sam Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy.
- Podczas uroczystości wręczania Pucharu UEFA założyłeś polską flagę. Skąd ją wziąłeś?
- Przywiozła ją moja żona Marta. Jestem patriotą i w ten sposób chciałem podziękować wszystkim Polakom. Ten Puchar UEFA jest także dla nich.
- Na dekorację zabrałeś także swojego 3,5-letniego synka Kubę.
- Gdy wziąłem go na ręce, zapytał mnie: tato, dokąd idziemy? Odpowiedziałem, że zaraz dostaniemy złoty medal. A on do mnie: tata, wygrałeś! Jestem z ciebie dumny. A jeszcze bardziej zaskoczył mnie w szatni. Wyciągnął zatyczki do uszu i mówi: Widzisz, jak się przygotowałem? Dla niego też to był wyjątkowy wieczór, bo poszedł spać dopiero o pierwszej w nocy.
- Mówiłeś, że jak Szachtar wywalczy puchar, to ty z radości zatańczysz krakowiaka. Zapomniałeś?
- Tak miało być, ale tyle się działo, że umknęło mi to w tym szaleństwie. Jednak w meczu zatańczyliśmy brazylijską sambę. Widziałeś, co wyprawiali Brazylijczycy? Tyle że oni potrafią jeszcze większe cuda robić. W ogóle to Szachtar potrafi grać jeszcze piękniej niż z Werderem.
- W pierwszej połowie byłeś o krok od strzelenia gola. Czujesz niedosyt?
- Było blisko, ale bramkarz Werderu cudownie obronił. Strzeliłem z około 25 metrów i... już widziałem piłkę w bramce! Nawet podniosłem ręce do góry i chciałem biec w stronę trybuny, gdzie siedziała moja rodzina.
- Nie strzeliłeś gola, a dostałeś żółtą kartkę. Można było uniknąć tej kary?
- To był faul taktyczny. Musiałem tak postąpić, bo gdybym nie zatrzymał rywala, to mogło być źle. I puchar pojechałby na zachód, a nie na wschód Europy (śmiech).
- W Doniecku jesteście traktowani jak bohaterowie?
- Tak, kibice zgotowali nam wielkie przyjęcie już na lotnisku. A sam mecz na placu Lenina oglądało ponad 150 tysięcy ludzi. Niesamowite!