Panią marszałek spotkaliśmy nad jednym z mazowieckich łowisk. I nie kryjemy zdumienia. Bo ani wczesna pora, ani tym bardziej lejący się strugami deszcz nie odstraszyły jej od łapania ryb! Po przyjeździe nad jezioro zamiast schronić się pod wiatą, razem ze znajomymi wypakowała z samochodu sprzęt wędkarski i już po chwili wprawnym ruchem nabijała robaka na haczyk.
Skąd u pani marszałek, jednej z najważniejszych osób w państwie, taka męska pasja? - Wędkowaniem zupełnym przypadkiem zarazili mnie moi znajomi. Wiele lat temu podczas wyjazdu nad jeziora dali mi wędkę do ręki. A ja po chwili, ku wielkiemu zaskoczeniu, zaczęłam wyciągać rybę za rybą. Bardzo mi się to spodobało. Później tą pasją zaraziłam też swoich braci - chwali się nam.
Pani marszałek pochodzi z kujawsko-pomorskiego, gdzie jezior nie brakuje. W czasie wakacji łowiła więc do woli. - To przyjemne zajęcie, przy którym można się wyciszyć i w spokoju przemyśleć poważniejsze sprawy - opowiada Kierzkowska.
Jak tłumaczy, zmienna pogoda jej nie odstrasza. - Zahartowałam się dzięki żeglarstwu. Nie boję się zmoczyć, a nie tylko wędkarze wiedzą, że ryby najlepiej biorą przed burzą - mówi w rozmowie z "Super Expressem".