Szedł niepewnie, żal dławił gardło i ściskał serce. Z niepokojem przekroczył próg kostnicy, gdzie za chwilę miał zobaczyć ukochaną wnuczkę. Martwą.
To był silny stres dla całej rodziny. Jeszcze kilka dni wcześniej łudzili się, że dziewczynka żyje. Nadzieja umarła, gdy Katarzyna W. przyznała się, że mała zginęła. Teraz, w chłodni, przyszedł czas na otrzeźwienie, że to jednak koniec.
Katarzyna W. była wtedy w areszcie, zamknięto ją tam zaraz po tym, jak odnaleziono skostniałe z zimna ciało dziewczynki. Jej zwłoki ukryte były pod stertą gruzu w ruinach starego kolejowego budynku. Teraz była w kostnicy. Sławomir Cieślik przyszedł, by zobaczyć ją ostatni raz. Stali we trójkę. On, jego żona Beata Cieślik i Bartek. - Tego nie można zapomnieć. Byłem wstrząśnięty, widząc ciało Madzi. Wyglądała właściwie normalnie, nie było widać obrażeń. Twarz była jakby trochę zmieniona, jakby bardziej płaska czy wklęsła. Nie wiem, czy to z powodu tego, że leżała długo na mrozie. Nie było jednak wątpliwości, że to nasza Madzia. Ta sama, z którą jeszcze niedawno się bawiłem i śmiałem. Stałem nad ciałem i płakałem jak bóbr. Potem jeszcze długo nie mogłem się pozbierać - wspomina swe pożegnanie z zamordowaną wnuczką Sławomir Cieślik.
To był ostatni raz, gdy pan Sławomir widział ciałko wnuczki Madzi. Już w czasie pogrzebu niewielka biała trumna z Madzią była zamknięta.