Katarzyna Waśniewska wyszła z katowickiego aresztu 1 sierpnia. W zamian za wolność miała trzy razy w tygodniu zgłaszać się na policję. Przez dwa miesiące stosowała sie do decyzji sędziego, ale w październiku przestała pojawiać sie na komisariacie. W końcu na policję zgłosiła się matka 22-latki z informacją, że jej córka zniknęła. Ostatni raz widziała ją 12 października. Dopiero wtedy zaczęły się poszukiwania.
Wiadomość o ucieczce Katarzyny nie zdziwiła jej teściowej. Beata Cieśllik twierdzi, że przeczuwała, że tak się stanie, ale ma nadzieję, że synową spotka sprawiedliwość. - To nie znaczy, że uda jej się uniknąć odpowiedzialności za to, co zrobiła. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ją sprzeda. Albo znajdzie ją policja albo detektyw Rutkowski i wreszcie trafi tam, gdzie jej miejsce - mówi kobieta.
Jej zdaniem, nawet jeśli dziewczyna ukrywa się w Wielkiej Brytanii, to na pewno nie pomaga jej tam Bartek. - Zaraz po tym jak dowiedzieliśmy się o jej zniknięciu, zadzwoniliśmy do syna. Też był pewien, że ona się tak zachowa. Bartek naprawdę ciężko pracuje za granicą. Nie są mu potrzebne dodatkowe stresy i zajmowanie się myśleniem o Kaśce - wyznaje Cieślik. Dziennik podaje też, że w sprawę może znów włączyć się słynny detektyw. - Nie mogę ujawnić, na czyje zlecenie, ale być może moje biuro podejmie się poszukiwań, jeśli Katarzyna nie stawi się w policji czy prokuraturze - oświadcza Krzysztof Rutkowski.