A działo się to w cieniu tragedii górników, dzień przed ogłoszeniem przez tańczącego żałoby narodowej. Co to za forma nowa, że minister przeprasza za przewiny prezydenta? Nie podoba mi się to i basta - wkurzał się szwagier.
- Bo jak obrażę moją połówkę, czyli żonę - dowodził dalej - to przecież nie posyłam córki czy syna, żeby za mnie powiedzieli przepraszam. Sam muszę stanąć przed jej groźnym obliczem, wyjąkać, co mam na swoje usprawiedliwienie, i w końcu to najwłaściwsze słowo. A tu minister Wypych usprawiedliwia głowę państwa, że niby ten minutowy taniec w uniesieniu był.
A mnie by się podobało, żeby to prezydent mnie przeprosił. Przebaczyłbym natychmiast i szacunku jeszcze większego nabrał. A tak wyszło, jakby całą sprawę usiłowano... zamieść pod dywan. Ciekawy sposób, ale dla mnie nie do przyjęcia.