- Prosiliśmy o wybudowanie bezpiecznego przejścia przez jezdnię. Tędy dzieci chodzą do szkoły, nie ma żadnego ograniczenia prędkości, a dodatkowo z jednej strony jest zakręt. Kierowcy przez wieś pędzą nawet 100 km/h. Sygnalizowaliśmy urzędnikom, że jest problem. Ostrzegaliśmy, że stanie się tragedia - mówi Alicja Tarkowska, sołtys Zawał.
I do tragedii doszło w Niedzielę Palmową. Nieco po godz. 8 Sylwia F.z synkiem przyjechali autobusem do Zawał. To Krzyś namówił mamę, aby odwiedzili dziadków. Chłopiec uwielbiał przebywać w ich domu. Chciał pójść z nimi do kościoła z palemkami.
Kiedy wysiedli z autobusu, przeszli na drugą stronę drogi, aby na przystanku sprawdzić, o której godzinie będą mogli wieczorem wrócić do Torunia. Zrobili to i ruszyli do dziadków, znowu przechodząc przez jezdnię. Wtedy zza zakrętu wyjechał tir. Wpadli wprost pod jego koła.
- Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że 31-latek kierujący pojazdem ciężarowym marki DAF (ciągnik siodłowy z naczepą), jadąc w kierunku Torunia, potrącił dwie osoby przekraczające jezdnię. Do zdarzenia doszło w rejonie zatoczki autobusowej. Śmierć na miejscu poniosła kobieta i jej syn. Mundurowi ustalili, że kierowca był trzeźwy. Teraz okoliczności i przyczyny tego zdarzenia wyjaśniają funkcjonariusze toruńskiej komendy pod nadzorem prokuratora - mówi mł. asp. Wojciech Chrostowski.
Wczoraj na miejscu tragedii zbierali się mieszkańcy wsi. Zapalali znicze. Modlili się za ofiary wypadku. - Mam siedmioletniego wnuka. Nie chcę, aby tak jak Krzyś zginął pod kołami samochodu - Barbara Błaszkiewicz (59 l.) ociera łzy.