- Teraz mówią o mnie Tirminator - śmieje się Waldemar Łukaszewski (29 l.) spod Kisielic (woj. warmińsko-mazurskie).
Ciągnik, którym jechał mężczyzna, został dosłownie zmasakrowany przez rozpędzoną ciężarówkę... Kierowca tira czuł się na drodze jak król. Cisnął pedał gazu i gnał jak szaleniec wąską drogą między Biskupcem Pomorskim a Kisielicami. Nic dziwnego, że nie zdążył zareagować, kiedy tuż przed zakrętem wyrósł przed nim ciągnik.
Prowadzona przez Michała K. (33 l.) ciężarówka dosłownie zmiotła traktor i siedzącego w nim Waldemara Łukaszewskiego.
- Całe życie stanęło mi przed oczami. W ciągniku nie ma pasów bezpieczeństwa. Latałem po kabinie jakbym nic nie ważył - wspomina ze zgrozą traktorzysta. - Byłem pewny, że to koniec - dodaje.
Jednak pan Waldemar to naprawdę twardy mężczyzna. Ledwo opadł kurz na drodze, a on o własnych siłach wygrzebał się z wraku ciągnika. Lekarze nie chcieli wierzyć, że z takiego wypadku kierowca wyszedł cało.
- Mam guza i trochę jestem poobijany. To cud, że żyję - kwituje sprawę pan Waldemar. - Całą rodziną dziękowaliśmy Bogu za ocalenie. Pójdziemy z pielgrzymką do Lichenia - deklaruje.
Kierowca tira został ukarany mandatem w wysokości zaledwie 300 złotych i sześcioma punktami karnymi.