Renata Żydek-Róg (29 l.) wie doskonale, o co i z kim walczył jej mąż. Podinspektor Centralnego Biura Śledczego po przejściu na emeryturę zatrudnił się w jednym z warszawskich urzędów skarbowych jako oskarżyciel skarbowy. Nie stracił nosa policjanta. Odkrył aferę i dlatego stracił pracę.
- Przez trzy lata pisał w sprawie tych nieprawidłowości do Pitery, do Kaczyńskiego, nikt się tym nie interesował - z żalem mówi pani Renata. - Przestał wierzyć, że żyjemy w państwie prawa. Myślał nawet o tym, by wyjechać z Polski. Postanowił jednak w tak straszny sposób zademonstrować swój sprzeciw. Oby tylko z tego wyszedł. On musi żyć - dodaje ze łzami w oczach kobieta, tuląc do siebie synka. W sumie mają trójkę dzieci. Dwuletnie bliźniaki i pięcioletniego synka.
Desperacki krok Andrzeja Ż. przyniósł jednak efekt. Niemal natychmiast po tym dramatycznym wydarzeniu ich rodziną zaczęli interesować się politycy. - Pojawił się u mnie wojewoda małopolski Stanisław Kracik. Przyjechał limuzyną i obiecał pomoc finansową. Ale wiem, że tak mówi, bo trwa kampania wyborcza - mówi zrezygnowana kobieta.
- Niejeden chciałby zrobić wariata z mojego męża, ale nic z tego - mówi twardo pani Renata. - Mój mąż jest bardzo inteligentnym, wykształconym człowiekiem, skończył prawo. Ale stracił wiarę, że ktoś może mu pomóc - dodaje.