Do mrożącego krew w żyłach wypadku doszło wczoraj w Bytomiu przy ul. Smolenia. Za jedną z kamienic znajdują się tam zrujnowane budynki po byłej mleczarni. Dochodziła godzina 12.30, gdy w okolicy zaczęły wyć syreny policji i pogotowia ratunkowego.
Chwilę wcześniej z bramy wybiegło w panice kilkoro dzieciaków. Krzyczały, żeby pomóc Patrycji, bo spadła z dużej wysokości i z głowy leci jej krew...
- Dziewczynka wspinała się po kablu zwisającym ze stropu jednego z pomieszczeń - mówi Adam Jakubiak z bytomskiej policji. - W pewnym momencie dziecko ześlizgnęło się i spadło z wysokości około 10 metrów -Ędodaje.
Patrycja trafiła do Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii. Była nieprzytomna. - Gdybym wiedział, że będzie biegać po tych ruinach, nigdy bym jej nie puścił. Ale powiedziała mi, że idzie do koleżanek -Ęmówi zszokowany ojciec Patrycji, Marek Rogalski (46 l.). - Patrycja ma dużą ranę głowy. Lekarze wzięli ją na operację, żeby to pozszywać - dodaje zdenerwowany ojciec.
Zdewastowane budynki są popularnym miejscem zabaw dzieci. Choć napisy na starych murach ostrzegają, że ruiny mogą być niebezpieczne, nikt na to nie zwraca uwagi. Innego zabezpieczenia nie ma.
- Stoi taka ruina w centrum miasta i nikt nie chce się za to wziąć, zrobić z tym porządku. Powinni chociaż uniemożliwić wchodzenie do środka. Co będzie, jeśli następnym razem jakieś dziecko zginie - podkreśla Marek Rogalski.
Wczorajsza operacja Patrycji przebiegła pomyślnie. - Stan dziewczynki jest stabilny - mówi Grzegorz Grzegorek (52 l.), rzecznik chorzowskiego szpitala. -ĘPowtórzymy jeszcze badanie tomografem, żeby stwierdzić, czy wypadek nie spowodował innych obrażeń - dodaje.
Po upadku dziewczynki strażacy odcięli zwisające wcześniej z sufitu kable.