"Super Express": - Wraz z innymi byłymi przywódcami krajów Europy Środkowo-Wschodniej wystosował pan list do prezydenta USA Baracka Obamy z prośbą o uwzględnienie problemów naszego regionu. Skąd taka inicjatywa?
Aleksander Kwaśniewski: - Ta decyzja była bardzo przemyślana. List jest rezultatem naszego uczestnictwa w wielu dyskusjach z wybitnymi ekspertami, m.in. z Fundacji Marshalla, która zajmuje się stosunkami USA z krajami Europy Środkowej. Chodziło nam o to, by w priorytetach polityki amerykańskiej opracowanych na kolejne lata obecna była problematyka naszego regionu. Doszliśmy do wniosku, że taki list może mieć sens, jeśli podpiszą się pod nim ci politycy, którzy nie sprawują już swych dawnych urzędów, a więc nie są nimi związani. Również czas wystosowania listu jest odpowiedni. Prezydent Obama wrócił właśnie z Rosji, a przed nami wizyta wiceprezydenta USA Joe Bidena na Ukrainie i w Gruzji. Jest szansa, by w rozmowach, które toczą się w tych dniach w Białym Domu, w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego czy Departamencie Stanu, przywrócona została ranga problemów Europy Środkowej.
- Co pan sądzi o tekście prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wsparł waszą inicjatywę?
- Duże znaczenie ma to, że wsparł naszą inicjatywę - jako głowa największego kraju tego regionu - i że zrobił to tak szybko. W tej konkretnej sprawie to wręcz obowiązek Polaków, by być ponad podziałami. Nasze relacje z USA to kwestia zbyt wielkiej wagi, by rozmawiać o nich przez pryzmat podziałów politycznych. Przypominałoby to żabę, która podstawia nogę w trakcie kucia konia.
- Jaka byłaby najwłaściwsza reakcja nowej amerykańskiej administracji na sygnowany przez was list?
- Nie chcemy spektakularnych gestów. Nie oczekuję też od prezydenta Obamy, by nam odpowiedział osobiście. Chodzi raczej o danie wyraźnego sygnału, inspirację dla tak zwanych policy makers - osób decydujących o kierunku polityki amerykańskiej. Po drugie, sukcesem byłoby choć częściowe uwzględnienie naszych postulatów. Myślę, że takiemu obrotowi rzeczy sprzyja nowa administracja Baracka Obamy. Problematykę naszego regionu zna sekretarz stanu USA Hillary Clinton i szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego generał James Jones. Ważny jest głos byłych ambasadorów w Polsce - Daniela Frieda i Christophera Hilla.
- Ale z drugiej strony administracja Obamy nie chce ryzykować złych stosunków z Rosją...
- Relacje USA - Rosja są bardzo ważne, ale nie można ich budować kosztem naszego regionu. Trzeba także znaleźć dobre rozwiązanie takich kwestii, jak wzmocnienie NATO i bezpieczeństwa Europy oraz tarczy antyrakietowej. Przywrócenie znaczenia Europie Środkowej jest ważne również dla Amerykanów. Jest to region raczej proamerykański, ale przecież tak nie będzie zawsze. Jesteśmy świadomi swego długu wdzięczności wobec Amerykanów i byłoby niewłaściwe z ich strony stracić taki potencjał. Kraje środkowoeuropejskie mają duże znaczenie strategiczne, polityczne i ekonomiczne.
- Na wasz list zareagowała już była sekretarz stanu Madeleine Albright, stwierdzając, że powinniśmy się cieszyć, że już nie stanowimy problemu dla polityki USA. Czy chciała przez to powiedzieć, że wasza inicjatywa była gestem przesadnym, a nawet niewdzięcznym?
- Pani Albright powinna dobrze rozumieć nasze intencje, bo sama pochodzi z Czech. W liście wyrażamy wdzięczność wobec Amerykanów, że zabieramy teraz głos jako kraje suwerenne, wolne. Dowodem tej wolności jest to, że pozwoliliśmy sobie na dosadne - a dla Amerykanów może nawet niezbyt przyjemne - mówienie o sprawach polityki amerykańskiej. Nie chcemy jednak tylko cieszyć się wolnością, ale także korzystać z niej. List nie jest utrzymany w tonie tradycyjnie dyplomatycznym, ponieważ w podstawowych kwestiach politycznych po prostu wykładamy kawę na ławę. Nie chcemy być postrzegani jako klienci USA proszący o pomoc, lecz jako partnerzy, którzy dzielą się swoimi uwagami i propozycjami. Jeśli nasz list zostanie tak właśnie przyjęty, to będzie to nasz sukces.
Aleksander Kwaśniewski
Prezydent RP w latach 1995-2005