"Super Express": - Dziś jest pan innym człowiekiem, mówi otwarcie o swojej zmianie i grzechach. Potrafi pan powiedzieć, co najgorszego zrobił jako gangster?
Jarosław Sokołowski "Masa": - Nie było jednej rzeczy. To było pasmo chamstwa, brutalności, zwyrodnienia. Ludzie się mnie bali i wiedzieli, dlaczego. Nie jestem z tego dumny, ale nie będę kłamał, że nie byłem diabłem.
- Przez jakiś czas, jeszcze w mafii, przyznawał się pan do zabicia Wojciecha K., czyli "Kiełbasy".
- Nie zabiłem go.
- Przyznawał się pan jednak, choć był to pański przyjaciel. Dorastaliście razem. Dlaczego pan nie zaprzeczał, tylko potwierdzał?
- To trudno zrozumieć, bo mafia to patologia, rządziła się innymi prawami. Wziąłem na siebie zabójstwo "Kiełbachy", choć go lubiłem... "Kiełbachę" zlikwidował "Rympałek", a potwierdzał to "Żaba". Móc wziąć na siebie zabicie zdrajcy "Pruszkowa" to była zasługa. "Kiełbacha" poszedł w narkotyki, ćpał z "Miśkiem", prawą ręką Wiesława N.
- Czyli "Wariata", brata "Dziada", który się "Pruszkowowi" opierał.
- Tak. I "Kiełbacha" przestał się kontrolować. Sprzeniewierzyli się starym pruszkowskim. Kiedy wyszedłem z pudła, oni byli bóstwami. Każdy chciał im się przypodobać. To wszystko już wyjaśniono. Na tym niechlubnym chwaleniu się zabójstwem chcieli utrącić moje zeznania jako świadka koronnego. Ale im się to nie udało.
- Wspomnienia dotyczące kobiet w mafii przeczyta pańska była żona.
- I będzie to dla niej jakieś rozczarowanie. Napisałem szczerze. Nie jestem z siebie dumny. Nawet zażenowany. Choć wiem, że wielu ludzi zapewne nie uwierzy w moją przemianę.
NIE PRZEGAP: Masa mówi, że Pruszków miał swoich ministrów. Wywiadu część 1
- Jaka była rola kobiet w mafii?
- Były żony, ale były i dupy na boku. Te traktowano przedmiotowo. Seks był jak pobyt na siłowni. W latach 90. wiele pięknych kobiet wskakiwało nam do łóżek i zgadzało się na wszystko. Tylko dlatego, że mieliśmy pieniądze. Dużo pieniędzy. I to im imponowało.
- Zaskakujące?
- Nie za bardzo. W środowisku mafii był taki zwyczaj, że im ktoś miał więcej kobiet na liczniku, tym był lepszy.
- Pan dostał w prezencie noc z Miss Polski.
- Tak. Ale później misski i kandydatki nie stanowiły problemu. To nie tajemnica, że w latach 90. "Pruszków" kontrolował firmę organizującą Miss Polski. I kandydatki, które chciały wygrać, wejść do finału, miały obowiązek właścicieli zadowalać.
- Przespać się z nimi?
- Oczywiście, że tak.
- Protestowały?
- Nieliczne. Pamiętam, że jedna była przekonana, że trafiła do finału tylko za urodę. Zrobiła awanturę w mediach. Popisano o tym, ale nikogo to nie obeszło. Dziewczyny startujące na miss łatwiej się bajerowało niż prostytutki. Misski, podobnie jak zatrudniane przeze mnie później barmanki, pchały się do tego. Wiedziały, że to daje pieniądze, kariery.
- Wybory miss zawsze ustawiano?
- Niekiedy wygrywały najładniejsze, ale z tych, które akceptowały warunki.
- Miss Polski chciała zostać też żona gangstera.
- Tak, Małgosia M., późniejsza żona "Kiełbachy".
- Nie została.
- Zrobiliśmy ją Miss Polski Centralnej i Wicemiss Polski w 1991 r. I jakoś jej to wytłumaczyliśmy. Wie pan, jej zachcianki to jedno, ale korona miss to byłaby już przesada. Odstawała jednak od reszty dziewczyn. To od początku była już zepsuta kobieta. Przecież "Kiełbacha" wziął z nią ślub właśnie dlatego. Przyprowadził dwie dziewczyny na noc i zapytał, z którą powinien zostać. Powiedziałem, że z tą lepszą w łóżku. No to został.
- Myśli pan, że dziś wybory miss też tak mogą wyglądać?
- No, a po co robi się wybory miss?! To jest męskie. Albo trzeba by tego zakazać, albo sprawować jakiś nadzór, żeby wyglądało inaczej. Jak się ma pieniądze i chce się "popukać" nieco lepsze dziewczyny, to się robi wybory miss.
- Lepsze?
- To naprawdę nie były ubogie, zahukane dziewczyny. Często z dobrych domów. Tyle że jak piszą w podręcznikach biznesu - "były innowacyjne, zdeterminowane i nastawione na sukces".
- Wśród kobiet "Pruszkowa" najaktywniejsza była żona "Słowika"?
- Opisałem ją najszerzej, choć nie była najciekawsza. "Słowikowa" była jednak szanowana przez gangsterów i znienawidzona przez społeczeństwo. Kto np. wie o żonie "Żaby".
- Opisał pan go jako pantoflarza, który zawsze słuchał się żony.
- Tak to wyglądało! Jak to świadczy o facecie?! "Żaba" był lubiany, ale pozwalał Baśce prać się po pysku. Oczywiście do czasu, bo potrafił przylać. Ale ona się wręcz afiszowała z tym jego poddaństwem.
- Kobiety miały ambicje przejmować główne role w "Pruszkowie"?
- Ależ skąd, to historie do filmu, a nie z prawdziwego życia. Bez szans.
- Pańska żona stroniła od mafii.
- Tak. Nie wpuszczała do domu, mogli dzwonić tylko przez domofon itd. Wielokrotne awantury, przepychanki w domu. Już ciężko było z tym żyć, dom przestawał być ostoją.
- Nie czuła, że to w zamian za te luksusy, w jakich żyliście?
- Jej nie bawiły pieniądze. Oczywiście, wydawała, korzystała, bo były, ale nie przesadzała.
- W książce opisuje pan, że ludzie z "Pruszkowa" nie zawsze sięgali po dziewczyny z wyższych półek. Przygoda z paczką paluszków...
- Wie pan, to było dawno. I z dziewczynami ze Żbikowa, dzielnicy Pruszkowa, strach było być bez zabezpieczeń. Chłopaków przycisnęło, dziewczyna była chętna, ale kioski zamknięte. Nie mieli prezerwatyw, ale mieli paczkę paluszków. Robili je w mocniejszych paczkach. Wysypali paluszki i użyli paczki zamiast prezerwatywy. Nie ma pan pojęcia jak to szeleściło.
- Mafia i kobiety to także gwałty.
- Także.
- Pana też oskarżano o gwałt.
- To była bzdura. Później sama dziewczyna opowiadała, jak to wyglądało, że antyterroryści wymusili na niej zeznania. Chcieli na mnie coś znaleźć i wykombinowali to.
- Może zaprzeczała ze strachu przed gangsterem "Masą"?
- Przecież ja nie potrzebowałem gwałcić! W tamtym czasie miałem aż za wiele chętnych. Oczywiście byłem rozkapryszonym gnojem. Ale jako świadek koronny mogłem się przyznać i do gwałtu. Bezkarnie wyczyścić konto. Tyle że to nieprawda. Mam cięższe rzeczy na sumieniu.
- Jako gangster miał pan wiele kochanek?
- Wiele. Kupowałem im mieszkania, ustawiałem w życiu.
- W tym modelkę, którą zrobił pan Miss Playboya.
- Kasię P. Byłem właścicielem Planety. Wtedy w Warszawie to było bardzo oblegane i modne miejsce. Chciała sławy, rozgłosu. Została moją kochanką, zagrała w kilku serialach. Rozstaliśmy się bez tarć. W tej chwili ma swoje życie i jest dobrą fotografką. Nie była specjalnie zepsuta, była po prostu jedną z tych, które cierpiały na brak pieniędzy i chciały to zmienić. Wtedy nigdzie nie zmieniało się tego łatwiej niż przy "Pruszkowie". Gangsterzy naprawdę byli wtedy modni i znajomościami z nami się chwalono.
- Zapraszano na salony?
- Nie na wszystkie. Ale na nasze pojawienie reagowano jak na pojawienie się gwiazd. Jak na jakiegoś Bogusia Lindę. Podam taki przykład. Zna pan Dennisa Rodmana?
- Osobiście nie.
- Ale wie pan, kto to jest. W latach 90. to był wielki gwiazdor Chicago Bulls. Zaprosiłem go do Planety. I w naszym kierunku przedarli się przez ochronę jacyś ludzie z aparatem. Chcieli sobie zrobić zdjęcie. Ustąpiłem im więc miejsca przy Rodmanie. A oni na to, że nie chcą z nim, ale ze mną! Teraz jak na to patrzę, to jestem zażenowany, ale wtedy tak to wyglądało. Taka była tamta Polska.
Czytaj więcej: Pruszków miał swoich ministrów! "Masa" odsłania kulisy mafii! Część 1