Pani Beata od dawna wiedziała, że nie powinna dzielić swojego życia z tym mężczyzną. W jej mał- żonku było coś niepokojącego, nigdy jednak nie przeczuwała, że czai się w nim krwiożercza bestia. Pewnego dnia zdecydowała się oznajmić mu, że nie chce już z nim dłużej być i zażądała rozwodu. Zareagował spokojnie. Ale w jego głowie pewnie już wtedy zrodził się pomysł krwawej zemsty. Kobieta drżącym głosem wspomina koszmar, który przeżyła. - Byłam wtedy w łazience. Przyszedł do mnie i spytał tylko, czy nie ma już odwrotu od rozwodu. Powiedziałem, że nie. Wtedy zrobił ruch, jakby chciał mnie objąć rękoma. Nie zauważyłam, że pomiędzy palcami trzyma kilka żyletek - opowiada przerażające chwile skrzywdzona żona.
Oprawca nie krzyczał, działał jak automat - spokojnie, metodycznie naznaczał małymi ostrzami twarz wyjącej z bólu i przerażenia kobiety. Ostrza żyletek raz za razem cięły policzki i szyję ofiary, a z głębokich ran obficie lała się krew, barwiąc czerwienią podłogę, ściany, nawet sufit.
Szamocząca się kobieta próbowała wyrwać się potworowi, ale ten chwycił ją za włosy, przyciągnął do siebie. - Krzyczał, że mnie zabije - opowiada.
Pani Beata nie wie, jak znalazła w sobie siłę, by wyrwać się z rąk bestii. Brocząc krwią, doczołgała się na balkon i wyskoczyła na skwer przed blokiem. Pobiegła prosto do szpitala, który na szczęście znajduje się kilkanaście metrów dalej. Natychmiast trafiła na stół operacyjny. Lekarze zszywali bolesne rany przez dwie godziny, założyli kilkadziesiąt szwów.
Teraz pani Beata dochodzi do zdrowia w szpitalu w Żorach. Ocalała, musi jednak oswoić się z myślą, że blizny po tym horrorze zostaną jej już do końca życia.
Jej oprawca został aresztowany na trzy miesiące.
- Oby został w lochu jak najdłużej, ja się go boję, myślę, że on chciał mnie po prostu z zimną krwią zabić - mówi skrzywdzona małżonka.
Janowi F. grozi kara 10 lat więzienia.