Wtorek. Parę minut po godz. 9. Rządowe BMW wiezie ministra sprawiedliwości Al. Ujazdowskimi do resortu przy placu Na Rozdrożu. Czarna limuzyna sunie lewym pasem. Na prawym w czerwonej toyocie corolli jedzie dwóch młodych ludzi w garniturach. Za kółkiem siedzi 24-letni Marek K. Widzi korek. Postanawia nagle zawrócić. Nie włącza nawet kierunkowskazu, skręca w lewo, przejeżdża przez podwójną ciągłą linię i pakuje się wprost pod BMW. Przód limuzyny wbija się w lewy bok toyoty. Wystrzeliwują dwie poduszki w rządowym aucie. Minister uderza ręką w tapicerkę. Wraz z agentami Biura Ochrony Rządu wychodzi jednak z auta o własnych siłach. Kierowca i pasażer toyoty trafiają do Szpitala Bródnowskiego. - Mój syn ma złamany obojczyk i jest cały poobijany - informuje naszych dziennikarzy matka kierowcy.
Twarzą w twarz z wrogiem
Lekarze na miejscu wypadku zakładają jedynie opatrunek na rękę ministra, który jedzie dalej do resortu. Tam bada go ministerialny lekarz. Ziobro skarży się jednak na ból ręki i głowy. Po południu decyduje się pojechać do szpitala wojskowego przy ul. Szaserów. I tam dochodzi do elektryzującego spotkania. Do pokoju, gdzie badany jest minister, wchodzi nagle... prof. dr Jan Podgórski, którego w sierpniu CBA zatrzymało za łapówki. Sąd uwolnił jednak lekarza, bo zabrakło korupcyjnych dowodów przeciwko niemu.
Dochodzi do krótkiej wymiany spojrzeń między lekarzem a ministrem, po czym profesor, patrząc na wynik badania tomografem komputerowym, rzuca: jest prawidłowy, i szybko znika za drzwiami.
Ręka do gipsu
- Profesor Podgórski nie brał udziału w pełnej diagnostyce ministra. Wszedł nieproszony na salę. Ministrem zajmował się lekarz pełniący obowiązki kierownika kliniki neurochirurgii, a gips zakładał ortopeda - wyjaśnia dr Wojciech Lubiński ze szpitala przy Szaserów.
Ostatecznie okazuje się, że minister ma złamaną prawą rękę, a dokładnie złamanie trzonu i kości śródręcza. Na następne tygodnie ręka ląduje w gipsie. Ziobro wychodzi na własną prośbę i wraca do pracy w resorcie.
To nie był zamach
- Nie jesteśmy częścią żadnego układu - mówi "Super Expressowi" obolały Marek K. (24 l.), kierowca toyoty. - To nie żaden zamach na ministra sprawiedliwości - dodaje cierpiącym głosem. - Po prostu chciałem zawrócić. Nie wiedziałem, że za mną do pracy jechał Ziobro - dodaje. - Jak tylko będę w stanie, to w niedzielę pójdę na wybory. Nie zdradzę jednak, na kogo oddam swój głos - zaznacza.