Pod koniec lipca 1944 r. Armia Czerwona osiągnęła wschodnie przedmieścia Warszawy. 1 sierpnia w stolicy wybuchło powstanie. Marsz Sowietów uległ spowolnieniu. Jednak 14 września zajęli prawobrzeżną część miasta (w której powstanie upadło już w fazie początkowej) i zatrzymali się w odległości 200-400 metrów - na linii Wisły - od ogarniętego powstańczymi walkami lewego brzegu. 2 października powstanie skapitulowało. Na mocy kapitulacji powstańcy i ludność cywilna musieli wyjść z Warszawy. Niemcy, grabiąc pozostałości dóbr materialnych i wysadzając stojące jeszcze budynki, przygotowywali się do utworzenia z ruin kompleksu umocnień - nazwanych Twierdzą Warszawa - w których stawialiby opór. Jednak w połowie stycznia załoga niemiecka rozpoczęła ewakuację. 17 stycznia 1945 r. o godzinie 5 rano oddziały Armii Czerwonej i Wojska Polskiego ruszyły na drugi brzeg. O godzinie 14 opór pozostających jeszcze w mieście Niemców został złamany.
"Super Express": - Jak wówczas wyglądała Warszawa?
Jan Ołdakowski: - Pagórki ruin przyprószone śniegiem, na którym nie ma śladów ludzkiego życia, śladów butów - bezludna pustka.
- Skoro w sensie ludnościowym i w sensie urbanistycznym nie było to już miasto, jak rozumieć informację puszczoną w świat o godzinie 15: Warszawa została wyzwolona...
- Przychylam się do nazwy: zajęcie ruin. O wyzwoleniu moglibyśmy mówić, gdyby Armia Czerwona weszła np. w połowie sierpnia i wybawiła mieszkańców Warszawy od niemieckich okrucieństw.
- Współudział w zbrodni przez zaniechanie pomocy?
- Jak najbardziej. Mniejsza z tym, że bezpośrednio nie ruszono na pomoc - nie udzielono nawet wsparcia lotniczego. Nad Warszawą bezkarnie latało sześć junkersów. Był taki dzień, gdy wzniosły się nad miasto ponad sto razy - zrzucały bomby i wracały po następne. Przecież wystarczyło wysłać kilka radzieckich myśliwców, żeby chociaż utrudnić Niemcom ten proceder. Niczego takiego nie zrobiono. Powstańcy sami strącili jeden z tych samolotów...
- Nie pozwalano również lądować na zajętych przez Sowietów lotniskach alianckim samolotom, które przez całą Europę leciały ze zrzutami dla warszawiaków...
- Po dokonaniu zrzutu - nie mając szans na zatankowanie paliwa, wypoczynek i zaczekanie do nocy - załogi zawracały...
- Armia Czerwona utworzyła również kordon, nie dopuszczając do wzięcia udziału w powstaniu oddziałom idącym do niego ze wschodu...
- Były one rozbrajane i aresztowane. Ten sam los spotykał powstańców i cywilów, którzy przepływali na drugi brzeg, szukając tam ratunku. Czytelnicy "Powstania "44" Normana Daviesa zapewne pamiętają historię berlingowca, który nie mogąc patrzeć bezczynnie na walczące miasto, chciał się przeprawić na drugi brzeg po ruinach mostu. Dostał kulę ze strony niemieckiej i ze strony sowieckiej. Berlingowcy palili się do walki i w końcu im na to pozwolono. Wbrew standardowej procedurze nie zapewniono jednak wsparcia ogniowego. Większość z nich zginęła jeszcze na rzece lub tuż na brzegu...
- Jednak w krytycznej fazie powstania sowieckie samoloty rozpoczęły zrzuty...
- Nie wiadomo, czy specjalnie, czy po prostu nie przemyślano tego - dokonywano ich bez spadochronów. Ta broń nie nadawała się do użycia. Karabiny były połamane, a z jednego worka z amunicją - są takie relacje - było tylko kilka sztuk nabojów nadających się do użytku.
- W jaki sposób po wojnie narzucone siłą władze PRL tłumaczyły postawę Armii Czerwonej?
- Podam przykład z serialu "Czterej pancerni i pies": Janek, Gustlik i Grigorij chcą jechać na pomoc, ale Olgierd im tłumaczy, że byłby to pierwszy przykład w historii wojskowości, żeby wojska pancerne nacierały na miasto od czoła, a nie manewrem okrążającym - zresztą on już jest dokonywany, ale idzie to opornie.
- I Szarik miał wolne do 17 stycznia...
- Spacyfikowanie przez Niemców największej polskiej armii podziemnej - Armii Krajowej - w największym polskim mieście i kompletne jego zrujnowanie było jak najbardziej na rękę Stalinowi i polskim komunistom.
Jan Ołdakowski
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, poseł na Sejm (PiS)