A więc jeśli nie diagnoza nas różni, to najwidoczniej treść zmian, jakie chcemy wprowadzać. Nasza reforma, której założenia zostały skierowane do formalnych konsultacji społecznych, w wielu aspektach uwzględnia postulaty zgłoszone przez środowisko akademickie, w tym studentów i doktorantów. Wymienię tu tylko pozostawienie stopnia doktora habilitowanego w systemie kariery naukowej. W obliczu zbliżającego się niżu demograficznego, jeśli teraz solidarnie nie wprowadzimy zmian i będziemy grać na zwłokę, to w 2030 r. uczelnie polskie będą świecić pustkami, a większość dobrych naukowców będzie pracować za granicą.
Na czym więc polega problem? Mam wrażenie, że wiele opinii formułowanych przez krytyków dotyczy wycinkowych spraw, które nie oddają, a nawet - źle interpretowane - wypaczają istotę reform. Zarzut "ręcznego sterowania" prof. Handke wspiera argumentem, że nie można jednolicie traktować uczelni wyższych. Dokładnie odwrotne podejście przyjęliśmy w naszych założeniach reformy, ponieważ wyodrębniamy trzy kategorie uczelni z ich zróżnicowaną misją, celami i zadaniami. Inne są więc uprawnienia tzw. uczelni flagowych, inne uczelni akademickich, a jeszcze inne zawodowych. Najważniejsze jednak jest to, że zmiana dotyczy również sposobu finansowania, zgodnie z zasadą, że najlepsi dostają najwięcej środków. System równego, by nie powiedzieć socjalistycznego finansowania, jaki dotychczas jest stosowany, demobilizował uczelnie w pracach nad poprawą jakości badań i dydaktyki, gwarantując stały dopływ z zasady łatwych, bo pochodzących z budżetu państwa pieniędzy.
Mało kto chce dziś zauważyć - przynajmniej w debacie medialnej, bo w rozmowach z aktywnymi naukowcami i wieloma rektorami tak - że najważniejszym filarem założeń reformy jest zdecydowanie większa niż dziś autonomia uczelni. Wszystkie uczelnie zostaną uwolnione od skomplikowanych centralnych procedur administracyjnych, natomiast najlepsze otrzymają pełną swobodę w zakresie tworzenia studiów i ich programów. Pozwoli to wreszcie na kształtowanie również w sposób autonomiczny autorskich, innowacyjnych i interdyscyplinarnych kierunków. Proponowane zapisy pomogą uczelniom dostosować się do potrzeb rynku pracy oraz odpowiedzieć na rosnącą konkurencję w europejskiej i światowej przestrzeni edukacyjnej. Sprawią, że absolwenci wreszcie będą mogli mierzyć się z zarobkami kolegów z bogatych krajów. Na razie są na straconej pozycji, bo po studiach ich wynagrodzenie rośnie najwyżej o kilkanaście procent, podczas gdy w UE o 40-60 proc. Widać więc, że zarzut "ręcznego sterowania" ma tylko odstraszyć od naszych zmian, ale mam nadzieję, że ci, którzy przeczytali w całości założenia reform, dostrzegają słabość intelektualną tego hasła.
Proponuję konkretne rozwiązania, które pozwolą stworzyć w Polsce uczelnie flagowe, wyróżniające się jakością badań naukowych i dydaktyki w skali Europy. To ułatwi polskim uczelniom zdobywać coraz wyższe miejsca w międzynarodowych rankingach i przyciągnąć większą liczbę studentów z zagranicy. Swoją ogromną szansę zyskają także uczelnie w mniejszych ośrodkach, stając się centrami rozwoju nauki i nowoczesnych technologii w regionach.
Obecnie w Polsce kształcą się prawie dwa miliony studentów. Niestety, mimo konstytucyjnych zapisów, dwie trzecie z nich płaci za studia. Niektórzy są wpisani jako studenci na jednym, dwóch, trzech, a nawet 14 kierunkach. W sytuacji, kiedy ponad milion studentów płaci za pierwszy kierunek, elitarna mniejszość studiuje często do woli i - jak przyznają niektórzy studenci - hobbystycznie. Czy to jest równość szans?
Państwo musi też gwarantować studia bezpłatne, ale ten przywilej powinien przysługiwać najlepszym. Według naszej propozycji 10 proc. studentów będzie mogło dzięki znakomitym wynikom na pierwszym kierunku, studiować bezpłatnie na drugim.
Solidarnie płacimy podatki. Musimy być też solidarni z tymi, którzy odchodzą ze łzami w oczach po przeczytaniu wyników rekrutacji tylko dlatego, że kilka lub kilkanaście procent miejsc zajmują ich starsi koledzy, którzy podjęli drugi lub trzeci kierunek, a następnie - w 30 proc. przypadków - nawet nie kończą tych studiów. Nasze zmiany pozwolą im skorzystać z miejsc na studiach.
Jesteśmy coś winni studentom i ich rodzicom, którzy czasem oddają ostatnie pieniądze, żeby wykształcić swoje dzieci. Inaczej staniemy się za 10, 20 lat krajem wyrobników i taniej siły roboczej. Aby zrealizować cele zakładane w raporcie "Polska 2030. Wyzwania rozwojowe" przedstawionym przez premiera Donalda Tuska, musimy zmiany wprowadzać już dziś.
I uwaga natury osobistej - pan profesor Handke stwierdził, że nie pełniłam nigdy funkcji akademickich. Otóż jestem od 2003 r. - dziś urlopowanym - kierownikiem Katedry Prawa Administracyjnego na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, a przez dziewięć lat byłam rektorem uczelni niepublicznej, kształcącej ponad pięć tys. studentów. Znam więc doskonale walory i słabości obu sektorów.
Prof. Barbara Kudrycka
Minister nauki i szkolnictwa wyższego