"Super Express": - Wczoraj w Scenie Faktu Teatru Telewizji mogliśmy oglądać premierę "Golgoty wrocławskiej", historię procesu, w którym za kradzież paru znaczków zasądzono trzy osoby i wykonano trzy wyroki śmierci. Jednak miało to miejsce w stalinowskiej Polsce - kogo to dziś może zainteresować?
Wanda Zwinogrodzka: - Wszystkich, którzy zastanawiają się nad rolą pamięci historycznej w życiu zbiorowości, a dyskusja na ten temat budzi ostatnio wielkie emocje. Widzieliśmy opowieść o historyku, który odnajduje nigdy niewysłane ani nawet nierozpieczętowane listy ofiar mordu sądowego z lat 40., napisane tuż przed egzekucją. I dylemat - jak w takiej sytuacji postąpić? Doręczyć listy rodzinom, nagłośnić całą sprawę, czy gwoli świętego spokoju pozostawić ją pod warstwą archiwalnego kurzu? Młody reżyser, Jan Komasa, posługuje się nowoczesnym, jak myślę, bliskim jego rówieśnikom językiem, by zgłębić bardzo aktualny problem: jak odnieść się do spuścizny komunizmu, jakie wnioski z tej lekcji historii wyciągnąć dla myślenia o współczesnej Polsce?
- No właśnie jakie? Co debata publiczna w Polsce zyskała po "Golgocie wrocławskiej", czy wcześniejszej "Śmierci rotmistrza Pileckiego"?
- O tym niech rozstrzygają widzowie i krytycy. Mnie cieszy, że Scena Faktu rozszerza grono uczestników tej debaty. Nasza widownia sięga dwóch milionów osób, ludzi z najrozmaitszych miejsc i środowisk, nie tylko z centrów kulturalnych, które ogniskują ową debatę.
- Opinie po wczorajszym spektaklu wskazują, że potraficie zelektryzować masową widownię. Czym tłumaczyć wasze sukcesy?
- Nasze spektakle rekonstruują autentyczne wydarzenia z najnowszej historii, często te mało lub niedostatecznie znane. Realizacje Sceny Faktu mają walor dokumentalny, ale równocześnie są to przejmujące opowieści o dramatycznych ludzkich losach, dlatego przemawiają do wyobraźni znacznie skuteczniej niż opracowania naukowe. To dowodzi, że w Polsce istnieje autentyczne zainteresowanie najnowszą historią.
- Jak dużo spektakli produkuje TVP?
- Rocznie przygotowujemy ok. 20 premier, emitujemy ok. 40 przedstawień, uzupełniając premiery spektaklami archiwalnymi. Teatr Telewizji jest na antenie w każdy poniedziałek po "Wiadomościach", raz w miesiącu jest to Scena Faktu.
- Skąd pomysł na ten typ przekazu?
- Ten rodzaj widowisk ma długą tradycję zarówno w Polsce, jak i za granicą. Angielska BBC od lat realizuje takie spektakle, TVP w latach 70. miała Teatr Faktu, niezbyt udany, bo podporządkowany ówczesnej propagandzie politycznej. Dlatego później ta forma została zarzucona, jednak już w latach 90. rozpoczęto starania, by ją wznowić.
- Czy perturbacje wokół Telewizji Publicznej są niebezpieczne dla istnienia Sceny Faktu?
- Bardzo. Nie tylko Scena Faktu, ale cały Teatr TV finansowany jest wyłącznie z abonamentu. Nieprzypadkowo żadna prywatna stacja takich produkcji nie realizuje. Ograniczenie nakładów na media publiczne dotknie nas w pierwszej kolejności.
- Co jest dla pani największą satysfakcją?
- Może to, że Teatrem TV interesuje się "Super Express"? Jeszcze kilka lat temu rzecz nie do pomyśleniaÉ Przeważała wówczas opinia, że stanowimy rodzaj medialnego zabytku, który budzi szacunek, ale nie zainteresowanie czy emocje.
Wanda Zwinogrodzka
Kierownik artystyczny Teatru Telewizji w TVP. Ma 48 lat