Trudno uwierzyć w coś tak szokującego, ale Prokuratura Okręgowa w Lublinie nie ma wątpliwości - za tą ponurą zbrodnią stoi właśnie ten człowiek. To on miał zdaniem śledczych zabić troje najbliższych sobie ludzi, a potem nieudolnie próbować zatrzeć ślady, podpalając mieszkanie.
Ta zbrodnia swoim okrucieństwem przeraziła Polaków! Wszyscy zastanawiali się, kto mógł zarąbać siekierą troje niewinnych ludzi, a potem próbować ukryć dowody morderstwa, paląc dom z ciałami w środku. W "Super Expressie" zwracaliśmy uwagę, że za tą koszmarną zbrodnią mógł stać ktoś z najbliższej rodziny ofiar. Choć było to tak straszne, że aż nieprawdopodobne, ustalenia śledczych wskazywały, że zamordowani mogli znać swojego kata. Miał o tym świadczyć m.in. fakt, że drzwi domu, w którym doszło do masakry, były zamknięte na klucz.
Wczoraj badająca sprawę lubelska prokuratura potwierdziła najgorsze przypuszczenia - za mordem stała głowa rodziny! - Zebrany w toku 48 godzin materiał dowodowy i poszlakowy dostatecznie uzasadniał postawienie zarzutów Zbigniewowi J. - tłumaczy prokurator Beata Syk-Janowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Prokuratorzy postawili Zbigniewowi J. zarzut potrójnego zabójstwa. Mord, jakiego zdaniem śledczych dokonał na swojej żonie Halinie (47 l.), synu Karolu (15 l.) i teściowej Wacławie (89 l.) był szczególnie okrutny.
- Sekcja zwłok wykazała jednoznacznie, że cała trójka zginęła od urazów czaszkowo-mózgowych zadanych tępokrawędzistym narzędziem - opowiada Syk-Janowska. Dla dobra śledztwa pani prokurator nie chce zdradzać większości szczegółów. Nie ujawnia nawet, czym morderca zadawał ciosy. Wiemy jednak, że może chodzić o siekierę, którą znaleziono nieopodal domu.
Zbigniew J. przesłuchiwany był od środy. Z naszych informacji wynika niezbicie, że dla śledczych był to jedyny możliwy podejrzany. Ich zdaniem nikt inny nie mógł być mordercą, bo nie miał jak i kiedy zakraść się do domu i zabić domowników.
Niewykluczone, że zabójca nie chciał zabić syna. Był przekonany, że będzie w szkole. Niestety, chłopak został w domu. I dlatego zapewne zginął. - Źle się czuł wieczorem. Mówił, że zobaczy, czy będzie w szkole na drugi dzień - opowiadają koledzy Karola. Czy dlatego padł od ciosów zadanych siekierą w tył głowy? Nie wiemy.
A co na to podejrzewany o potrójne zabójstwo? O to, co stało się w skromnym domu na przedmieściach Dęblina, cały czas pytają go policjanci i prokuratorzy. On jednak milczy jak grób i nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów.
Śledczy są jednak pewni swego. Mają podejrzanego. Teraz muszą ustalić, co nim kierowało i dlaczego w tak okrutny sposób wymordował swoich najbliższych.
Zbigniew J. trafił wczoraj za kraty aresztu, gdzie będzie czekał na swój proces. Grozi mu nawet dożywocie.