Jej oprawca Kamil L. z Kłody (woj. wielkopolskie) już jako dzieciak miał problemy z prawem. Sędzia Maciej Świętek, który w listopadzie 2008 roku decydował, co zrobić z młodocianym bandziorem, postanowił wysłać go do Wschowy do Domu Dziecka, znanego z tego, że stara się on stworzyć mieszkającym tam sierotom jak najlepsze warunki.
Ale Kamil od początku nie potrafił tego docenić. - Były z nim tylko problemy - opowiada Marek Kozaczek, starosta wschowski, któremu podlega Dom Dziecka. Kamil uciekał z placówki parokrotnie, kradł, włamywał się, napadał na ludzi. Złapany, z bezczelnym uśmiechem przyznawał się do wszystkiego i... wracał do Domu Dziecka we Wschowie. Gdy tam przebywał, nie było dnia, żeby nie był agresywny. - Pobił 6-letniego kolegę, włamał się do piwnicy, nie chodził do szkoły - wylicza Kozaczek.
Zrozpaczone władze Domu Dziecka przez pół roku wysłały 11 pism i wniosków o przeniesienie chłopaka do innej placówki. - W ostatnim liście, w tonie dość dramatycznym, pani dyrektor pisała o zagrożeniu życia jej wychowanków - potwierdza Zygmunt Przybylski, wiceprezes Sądu Rejonowego w Lesznie.
Niestety, zajmujący się sprawą sędzia, choć mógł przenieść chłopaka do schroniska dla nieletnich, nie zrobił tego. - Nie wiem, czemu sędzia tak postąpił - mówi teraz Przybylski. Tę pobłażliwość sądu malutka Weronika przypłaciła swoim życiem.
Nie powinien być w domu dziecka
Marek Kozaczek, starosta wschowski: - Dom Dziecka we Wschowie to nie było miejsce dla Kamila L. To był zdemoralizowany 15-latek. Był agresywny, bił inne dzieci, palił papierosy, nie chodził do szkoły. Dlatego pani dyrektor Domu Dziecka prosiła o jego pilne przeniesienie. Szkoda, że sąd jej nie posłuchał