- Serce zaraz mi pęknie - mówiła zapłakana Teresa Komenda, matka Tomasza. - Od zawsze wiedziałam, że jest niewinny! - łkała, gdy sędzia Jerzy Nowiński uzasadniał swoją decyzję. A potem, gdy jej syn opuszczał mury aresztu śledczego, wykrzyczała w emocjach: - Jestem najszczęśliwszą matką na świecie!
Kobieta wraz z rodzeństwem Tomasza czekała na syna pod murami aresztu. - Ugotowałam dla niego na obiad ukochane gołąbki - mówiła. On sam nie chciał rozmawiać z dziennikarzami i po chwili odjechał z rodziną do domu.
Komenda trafił do więzienia, bo skazano go za brutalny gwałt i morderstwo 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej. Do tragedii doszło w podwrocławskich Miłoszycach, w noc sylwestrową 1997 r. Małgosia pojechała do Miłoszyc na imprezę. Dzień później znaleziono jej okaleczone zwłoki. Przez kilka lat śledczy nie potrafili znaleźć winnego tej strasznej zbrodni. W końcu oskarżyli Komendę - wtedy 23-letniego chłopaka. Choć miał alibi (12 osób zapewniało, że feralnego dnia w ogóle nie było go w Miłoszycach), śledczy twierdzili, że jest winny, a sądy kolejnych instancji uwierzyły im, a nie jemu.
Dopiero niedawno prokuratura oznajmiła, że to była pomyłka, i wystąpiła do sądu penitencjarnego przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu z wnioskiem o przerwę w odbywaniu kary. Co prawda sąd tego wniosku nie uwzględnił, ale zastosował warunkowe przedterminowe zwolnienie. W rezultacie Tomasz Komenda będzie na wolności czekał na wyrok Sądu Najwyższego, który zapewne go uniewinni.
Mężczyzna jeszcze nie wie, co będzie robił w życiu. Pewne jest natomiast jedno: dostanie gigantyczne, najpewniej wielomilionowe odszkodowanie za to, że przez prawie połowę swojego życia siedział w więzieniu za zbrodnię, której nie popełnił.