To była jedna z najgłośniejszych afer w trakcie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Tomasz Lipiec w sumie usłyszał aż pięć różnych zarzutów korupcyjnych. Jako minister miał na przykład wziąć 100 tysięcy złotych od Tadeusza M. w zamian za załatwienie mu fuchy szefa Centralnego Ośrodka Sportu. Wcześniej, kiedy kierował warszawskim OSiR-em, miał zażądać 170 tysięcy złotych w zamian za kontrakt na remont stołecznego lodowiska.
Ale najbardziej żenujące zarzuty dotyczyły wykorzystywania stanowiska rządowego do załatwiania prywatnych spraw. Na jaw wyszło, że z kasy stołecznego OSiR-u i Centralnego Ośrodka Sportu opłacane były pensje jego prywatnego kierowcy i... opiekunki do dziecka. Pod koniec procesu sam były minister kajał się i przyznał, że zatrudniał pomoc domową, której płacił z publicznych pieniędzy na podstawie fikcyjnej umowy o pracę. Będzie teraz musiał oddać obu instytucjom 31,5 tys. zł, które poszły na pensje kierowcy i opiekunki.
- Nie ma dnia, żebym tego nie żałował. Ta decyzja zniszczyła wszystko, co wcześniej udało mi się zrobić dla sportu - powiedział skazany minister. Jednak nie przekonał sądu. - Tomasz Lipiec wykorzystał swe stanowisko do popełniania przestępstw, a w przypadku zatrudnienia na fikcyjną umowę w COS swej pomocy domowej, było to wręcz żenujące - mówiła sędzia Ewa Grochowska-Szmitkowska, odczytując wyrok.
Tomasz Lipiec został skazany na 3,5 roku więzienia oraz 10-letni zakaz sprawowania funkcji w administracji publicznej. Były minister już wcześniej spędził w areszcie 9 miesięcy. Ten okres należy więc odjąć od zasądzonej mu kary więzienia. Oprócz niego skazano też żonę Lipca i członka jego gabinetu politycznego Arkadiusza Ż. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy skazanych zapowiadają apelację.