Cóż, jeśli o mnie chodzi, metody pracy agentów CBA z czasów Mariusza Kamińskiego, owszem, były cokolwiek dyskusyjne i niekoniecznie podobało mi się to, że jakaś służba na chybił trafił szuka frajera, który złapie się na zarzuconą przez nią przynętę. Samo CBA zapowiadało zresztą pościg za aferzystami z prawdziwego zdarzenia, a rzuciło się w tym wypadku na zwykłą płotkę, żeby wykazać się jakimś sukcesem w walce z korupcją wśród polityków. Pomijając już jednak pójście na łatwiznę i wykorzystanie wątpliwego uroku osobistego agenta Tomka w dotarciu do, jak się okazało, czułej na finansowe pokusy posłanki, to jednak pani Sawicka nie wzgardziła proponowanymi jej pieniędzmi, co zresztą wszyscy mogliśmy usłyszeć i zobaczyć na filmie nagranym przez CBA.
Zobacz: Nowe nagrania CBA: Sawicka PRZEKLINA i opowiada o swoich OSZUSTWACH
Nie jestem prawnikiem i subtelności prawa być może nie zawsze są dla mnie zrozumiałe, ale jako obywatel uważam, że zachowanie pani Sawickiej powinno być przykładnie ukarane, bo jeśli nie przyszłoby CBA, to przy innej okazji posłanka ze skłonnością do łapówkarstwa z dużym prawdopodobieństwem wzięłaby walizkę z pieniędzmi od kogoś innego. Wobec osób piastujących publiczne funkcje nie powinno być żadnej taryfy ulgowej, nawet jeśli ich słabości obnażono w podejrzanych okolicznościach. Te okoliczności to jednak osobna historia i jeśli pojawiają się wątpliwości, to trzeba je wyjaśnić. W sprawie Sawickiej mamy jednak wykładnię, która jako żywo przypomina tłumaczenia Billa Clintona, który co prawda palił marihuanę, ale się nie zaciągał, a w sprawie głośnego romansu z Monicą Lewinsky twierdził, że seksu z nią nie uprawiał, bo przecież stosunek oralny to nie seks. A pani Sawicka? Niby moralnie jest winna, ale w praktyce kary nie będzie.