- Mogły umrzeć - nie ukrywa kardiolog Piotr Gozdek, pełniący obowiązki ordynatora oddziału internistyczno-kardiologicznego, gdzie trafiły porażone piorunem kobiety.
Niedzielne popołudnie zapowiadało się burzowo, jednak pani Ewa nie chciała zrezygnować z odwiedzin swych zmarłych bliskich. - Przecież na cmentarzu nic mi się nie stanie - dodawała sobie otuchy Joanna Girguś.
Patrz też: Kłobuck. Piorun uderzył w kościół podczas mszy świętej - ewakuowano ludzi
Nagle zrobiło się tak ponuro i strasznie, że obie, nie znając się wzajemnie, w jednej chwili postanowiły uciekać z cmentarza. Wiatr, który hulał gnąc drzewa, nagle ucichł, a cisza, która nastała, zapowiadała coś niedobrego. Przestraszyły się wtedy nie na żarty. Zdążyły dobiec do małej brzózki, gdy stojące powietrze rozdarł grzmot.
Momentu, kiedy uderzył w nią piorun, pani Ewa nie pamięta. Błyskawica rzuciła nią o ziemię, rozbijając głowę i kalecząc nogi. Straciła przytomność, jej serce przestało na chwilę bić. Obudziła się w błocie, zakrwawiona i obolała, a nad nią pracowicie uwijali się lekarze. Joanna Girguś pamięta zaś wszystko doskonale. Życie przeszło jej przed oczami. - Powaliła mnie jakaś straszliwa siła. Zapiekło mnie serce i czułam, jak bolesna fala przechodzi po mnie całej - opowiada z trudem.