W ciągu kilku sekund gigantyczna "Rozgwiazda", miotana zabójczymi sztormowymi falami i porywistym wiatrem, poszła na dno i spoczęła 25 metrów pod wodą.
Morze nie dało szans pięcioosobowej załodze: kapitanowi "Rozgwiazdy" Kazimierzowi W., Jarosławowi Leszczyńskiemu ( 43 l.), Tadeuszowi K., Stefanowi Z. ( 58 l.) i Krzysztofowi Pajce ( 49 l.). Ciała Jarosława Leszczyńskiego i Krzysztofa Pajki odnaleziono. Wciąż trwa poszukiwanie pozostałych trzech członków załogi.
Tej katastrofy nikt się nie spodziewał, choć pogoda była koszmarna. Sztorm, potworny wiatr. Chwilę przed tragedią załoga "Rozgwiazdy" machała kolegom ze statku "Szalanda 103", odbierającego z pogłębiarki muł morski. Nagle "Rozgwiazda", transportowana przez holownik do portu w Kołobrzegu, niebezpiecznie się przechyliła. Było 20 kilometrów od brzegu. - Odwróciłem się na chwilę i kiedy spojrzałem ponownie w ich kierunku, to statku już nie było. Poszli jak kamień pod wodę. To straszne! - opowiada zszokowany marynarz z "Szalandy".
Śmierć przyszła o 6.55. Zaskoczona załoga "Rozgwiazdy" nawet nie zdążyła założyć kamizelek ratunkowych. Z takim żywiołem marynarze nie mieli żadnych szans...
- Mój syn odszedł na wieczną wachtę do Pana Boga - płacze Maria Leszczyńska.
Jarosław Leszczyński od 18 lat pracował na morzu. Na "Rozgwieździe" był kierownikiem.
Bardzo lubił swoją pracę. Żartował, że te "stalowe żaby" to jego rodzina. Pięć lat temu zatonęła pogłębiarka, na której pracował. Tylko cud sprawił, że maszyna poszła pod wodę, gdy pan Jarosław był na... zakupach. Tym razem nie miał tyle szczęścia. Pozostawił żonę i trójkę wspaniałych dzieci: Pawła (16 l.), Tadzia (14 l.) i Marysię (12 l.). Po zejściu na ląd miał odwiedzić rodziców, przenocować u nich...
Przez cały wczorajszy dzień statki ratownicze przeczesywały kilometry niespokojnego Bałtyku w poszukiwaniu trzech zaginionych marynarzy. W akcję poszukiwawczą włączyły się śmigłowce marynarki wojennej i kutry rybackie.
- W nocy przerwiemy poszukiwania, a rano je wznowimy. Jednak szansa na odnalezienie kogokolwiek żywego jest nikła - mówi Marek Długosz, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa Morskiego w Gdyni. Wciąż jeszcze nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy.