Sierżant Zbigniew Kozłowski (25 l.) i posterunkowy Jarosław Trzyna (34 l.) z policji w Brańsku patrolowali ulice, gdy przechodzień zaalarmował ich o mężczyźnie rozpaczliwie wzywającym pomocy. Mundurowi błyskawicznie ruszyli w kierunku rzeki Nurzec i narażając własne życie, wbiegli na niebezpieczne rozlewisko. Uzbrojeni tylko w latarki dłuższą chwilę brodzili po kolana w lodowatej wodzie, aż znaleźli zanurzonego po szyję Piotra S. (26 l.).
Patrz też: Uciekał przed policją kradzionym maluchem (ZDJĘCIA)
- Nie było łatwo go wydostać. Był kompletnie pijany - relacjonuje sierż. Kozłowski. - Woda była potwornie zimna, a na zewnątrz były 3 stopnie poniżej zera - dodaje post. Trzyna.
Policjanci wytaszczyli 26-latka z topieli. I wtedy, choć męż-czyzna miał 2,2 promila alkoholu w organizmie, to i tak dał prawdziwy koncert swoich możliwości słownych, a zszokowani policjanci dowiedzieli się wielu niemiłych rzeczy o sobie, swoich rodzinach i wykonywanej przez siebie profesji. - Najgorsza jest ta niewdzięczność - podsumowuje sierż. Kozłowski.
- Nie jesteśmy od tego, aby nas lubić, ale miło jest czasem usłyszeć słowo dziękuję - dodaje policjant. Naszym reporterom udało się dotrzeć do niewdzięcznego topielca. Propozycję złożenia policjantom oficjalnych podziękowań za uratowane życie oraz przeproszenia ich za swoje zachowanie nazwał "niepotrzebnym cyrkiem".
I jak tu takiego ratować?