Garnitur. Biała koszula. Krawat. No i obowiązkowo okulary. Tak wszedł na salę sądową Miłosz P. Co prawda towarzyszyli mu policjanci, ale nikt by nie pomyślał, że doprowadzają oskarżonego o morderstwo. Prawdopodobnie Miłosz P. miał na sobie garnitur po raz pierwszy w życiu. Wcześniej chodził w dresach i siał postrach na toruńskiej starówce. By dobrze się bić, trenował boks. Miał dużo wolnego czasu. Nie pracował, a swoją edukację zakończył na gimnazjum.
Radosław S. (+30 l.) był jego przeciwieństwem. Porządny, prawy, pracowity. I zakochany w Ilonie. Umyślił sobie, że oświadczy się w jej urodziny, które akurat wypadły w wielkanocną niedzielę. Wcześniej zarezerwował stolik w lokalu na toruńskiej starówce, a o północy wyciągnął pierścionek, przyklęknął i przy aplauzie urodzinowych gości oświadczył się ukochanej. - Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi. Mieliśmy się bawić na weselu - mówi Agnieszka S., siostra Radka.
Zamiast wesela był pogrzeb, bo wracając z lokalu, Ilona i Radek natknęli się na Miłosza P. Naćpany narkotykami był agresywny. Doszło do pyskówki, potem do rękoczynów, które zakończył zabójczy cios nożem zadany Radkowi przez agresora. Na nagraniu z miejskiego monitoringu wyraźnie widać, jak Miłosz P. dosłownie rozpruwa brzuch ofiary.
Miłoszowi P. ze względu na to, że jest młodociany, grozi maksymalnie 25 lat więzienia. - Nie przyznaję się do winy i nie będę składał wyjaśnień - tyle usłyszał od niego sąd. Jego adwokat złożył wniosek, aby dziennikarze nie nagrywali rozpraw, bo to może spowodować stres u jego klienta. Sąd przychylił się do tego wniosku.
Zobacz: Matka-Bestia z Nowej Soli: Nie żałuję, że zabiłam Lenkę