W tym miejscu droga jest prosta jak strzelił. Jezdnię od pobocza oddziela wysoki krawężnik, za nim jest metrowej szerokości pas zieleni, a następnie ścieżka rowerowa. Właśnie po tej ścieżce jechał 60-letni Jan J., mieszkaniec Wielkiej Nieszawki, wsi na przedmieściach Torunia. Korzystając z pierwszych naprawdę ciepłych dni, dziarsko kręcił pedałami, ciesząc oczy słońcem i budzącą się do życia przyrodą. Czy mógł przypuszczać, że to jego ostatnie chwile, bo 25-letni torunianin Dawid R. też postanowił się przejechać, tyle że znacznie szybciej?
- Właśnie go pochowaliśmy. Żal, wielki żal. To był dobry człowiek, mało już takich na świecie - mówią o panu Janie mieszkańcy wsi. - Co za czasy, strach z domu wyjść! - dodają.
Tymczasem zabójca mężczyzny i jego dziewczyna leżą w szpitalu. Trzeba ich było wycinać z samochodu, bo jadące z ogromną prędkością BMW wyleciało z szosy, przecięło pas zieleni, skosiło rowerzystę, a potem spadło z wysokiej skarpy między drzewa. - On nie miał prawa jazdy. Auto kupił kilka dni temu i najwidoczniej chciał zaimponować dziewczynie - mówią śledczy. Na razie są skazani na domysły, bo Dawid R. podczas przesłuchania w szpitalu nie wydusił z siebie choćby słowa.
- Usłyszał zarzut spowodowania wypadku z skutkiem śmiertelnym - kwituje Marcin Licznerski, szef Prokuratory Rejonowej Toruń-Wschód.
Zobacz: Zmuszali go do niewolniczej pracy. Przetrzymywany był w koszmarnych warunkach