Około godz. 17 nad Suwalszczyzną zaległy ciemności. Myślałam, że idzie ulewa - relacjonuje Dorota Wierzchowska (30 l.) z Roweli, która atak trąby powietrznej przeżyła w domu razem z trójką dzieci - Klaudią (9 l.), Adrianem (8 l.) i Olą (2 tyg.).
Uderzenie wichury nadeszło ze wschodu. Niszczycielska siła łamała drzewa i słupy energetyczne jak zapałki, zrywała dachy i niszczyła zabudowania. To cud, że nikt nie zginął. - Wyjechaliśmy do teściów i to uratowało nam życie - mówi Józef Raczyło z Pobondzia, tuląc do siebie załamaną żonę Marzenę (39 l.) i dzieci, Kubę (8 l.) i Patrycję (3 l.).
Wichura w kilka minut pozbawiła rodzinę dachu nad głową. Wśród ruin ich gospodarstwa znalazł sobie miejsce pies, który przybłąkał się tutaj 5 lat temu. - Wołamy na niego Przybłęda. Karmimy go, ale on nigdy nie pozwala nawet się pogłaskać - tłumaczy pan Józef. - Tego dnia był inny. Wsiadł z nami do samochodu i nie dał się wygonić. Czuł, że coś się stanie i chciał nas ostrzec - dodaje męż- czyzna, nie mogąc powstrzymać łez.