Izby wytrzeźwień to dla jednych relikt PRL, budzący grozę wśród zagranicznych turystów, którzy przylecieli do Polski ostro się zabawić. Według innych instytucje konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa ludziom, którzy nadużywają alkoholu i często całkowicie tracą nad sobą kontrolę. Według prawa na izbę wytrzeźwień może trafić osoba, która ma powyżej 0,5 promila w wydychanym powietrzu oraz stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia własnego lub innych osób. Na popularnej wytrzeźwiałce może wylądować również osoba, która pod wpływem alkoholu "daje powód do zgorszenia". W izbie wytrzeźwień można zostać zamkniętym na nie dłużej jak 24 godziny a pobyt w tym specyficznym hotelu może nas kosztować około 250 - 300 złotych.
Tematem izb wytrzeźwień i nietrzeźwych Polaków trafiających na SOR zajął się w najnowszym numerze tygodnik Polityka. Dziennikarze opisują między innymi historię pewnego mieszkańca Podkarpacia, który na SOR w Kielcach trafił z buteleczką wódki w odbycie. - Jak tłumaczył, schował ją przed kolegami, żeby mu .... nie wypili ... - opisuje całą historię w Polityce Dorota Adamczyk - Krupska ordynator kieleckiego SOR.
"Polityka" zwraca również uwagę na fakt, że osoby trafiające na wytrzeźwiałki mają robione drogie specjalistyczne badania, a do pijanych często muszą jeździć karetki. - Oto rekordy kieleckiego SOR: 112 - tyle razy w ub.r. karetka przywoziła tego samego pijanego, 36 badań tomografem wykonano jednemu pijanemu w ciągu 12 ostatnich miesięcy i 7 promili - wyniki jednego z pacjentów. - wyliczają dziennikarze.
Zobacz też: Pijany 18 latek potrącił krewną.