Tragicznego dnia młodzi rodzice zabrali Mikołaja na niedzielny obiad do rodziny w Sokołowie Podlaskim (woj. mazowieckie). Małgorzata T. usiadła za kierownicą seata, a Sławomir N. z synkiem na tylnym siedzeniu. Kiedy wyruszali w podróż, prażyło słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki. Jednak wszystko zmieniło się błyskawicznie. Niedaleko Kosowa Lackiego zaczęło potwornie wiać. Strzelały pioruny, lunął deszcz. W pewnym momencie na seata powaliło się przydrożne drzewo. Jego konar przebił szybę auta. Trafił w głowę Małgorzatę. Kobieta uderzyła jeszcze w słupek karoserii. Zalała się krwią, ale w szoku jechała dalej. Dopiero po około 300 metrach wypadła z drogi, zatrzymała się w zaroślach. Zdołała jeszcze wysiąść z samochodu. Zapytała się o synka. Po chwili upadła, straciła przytomność.
Na miejscu szybko pojawiła się wezwana karetka pogotowia. Lekarz reanimował kobietę. Niestety, zmarła. Ojciec z synkiem trafili do szpitala. Ich obrażenia były powierzchowne dzięki temu, że siedzieli z tyłu samochodu.
Teraz małym Mikołajkiem zaopiekowała się babcia. Chłopczyk wrócił już do domu. - Sławek jest w szoku. Rozpacza. Nie dowierza, że Gosia zginęła. Nie wyobraża sobie, jak powie Mikołajowi, że jego mama nie żyje - mówi wujek mężczyzny.
Zobacz: Brutal z Elbląga wyrzucił kundelka z trzeciego piętra