Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską. Jak pisaliśmy wczoraj, Anna K. z Sulmierzyc (woj. wielkopolskie) z mężem Damianem i czwórką dzieci wypoczywali w Darłówku (woj. zachodniopomorskie). We wtorek ulokowali się na plaży w pobliżu falochronu. Ok. godz. 14.30 mama poszła z najmłodszym synkiem Adasiem (3 l.) do toalety. Kiedy wróciła, Kacpra (†14 l.), Kamila (13 l.) i Zuzi (11 l.) nie było. Wszczęła alarm. Ratownicy wydobyli z morza najstarszego chłopca, ale zmarł w szpitalu. Jego brat i siostra wciąż są poszukiwani. Wczoraj rano nurkowie przeczesywali dno Bałtyku w pobliżu falochronu. – Sprawdzamy, czy dzieci nie wcisnęło pod kamienie. Jeśli ich tam nie znajdziemy, trzeba będzie czekać, aż morze je odda – mówi Krystian Głyżewski, koordynator ratowników biorących udział w akcji.
Anna K. z mężem są pod opieką psychologów. – Jak oni się pozbierają? – martwią się znajomi rodziny. Dla pani Ani dzieci były największym skarbem. Zawsze i wszędzie powtarzała, że rodzina jest na pierwszym miejscu. Być może dlatego, że jej mama zmarła, gdy sama była małą dziewczynką. Ona sama najstarszego syna Kacperka urodziła, będąc jeszcze na studiach. Wszystkim opowiadała potem, że radości z pojawienia się na świecie dziecka nie da się z niczym porównać. – Nawet ze zdobyciem tytułu inżyniera – śmiała się wśród przyjaciół. Jednemu z lokalnych portali z okazji Dnia Matki zwierzyła się nawet, że macierzyństwo jest dla niej cudowne przez fakt, że ma się przy sobie osoby, które kochają bezwarunkowo. Z dumą opowiadała wszystkim, jak jeden z jej synów zaoszczędził 10 zł, żeby na urodziny kupić mamie kwiaty. Założył wrotki i czmychnął do kwiaciarni. Niestety, tam okazało się, że bukiet kosztuje 11 zł, więc chłopiec… wytargował rabat, bo tak bardzo chciał wręczyć jej bukiet.
Z dzieci Anna K. zawsze mogła być dumna. Wzorowo się uczyły, uwielbiały sport. – Chłopcy trenowali piłkę nożną, a Zuzia biegi – opowiada Beata Koprowska, dyrektorka ZSP w Sulmierzycach. Ze łzami w oczach wspomina je też proboszcz z miejscowej parafii. – Kacper i Kamil byli ministrantami. To były wesołe, ale grzeczne i ułożone dzieci – mówi ks. Krzysztof Tomaszewski. – Żeby tak wychowywać dzieci, trzeba mieć dla nich czas. Dawać im miłość i rodzinne ciepło. Tak właśnie było u nich w domu – mówią znajomi rodziny.