Do tragedii w Koluszkach doszło wczoraj, 12 sierpnia. 44-latek, który wracał z pracy, potrącił na drodze dwie dziewczynki, a potem uciekł z miejsca zdarzenia, nie udzielając im pomocy. Niestety, w wyniku poniesionych obrażeń, 10-latka zmarła. Jej koleżanka, córka sprawcy, trafiła do szpitala.
Mężczyznę, który spowodował wypadek, udało się zatrzymać tego samego dnia - miał 2,8 promila alkoholu we krwi. Nie posiadał prawa jazdy.
W poniedziałek 13 sierpnia, 44-letni mężczyzna usłyszał w prokuraturze w Brzezinach (Łódzkie) zarzuty spowodowania w stanie nietrzeźwości wypadku ze skutkiem śmiertelnym, połączonego z ucieczką z miejsca zdarzenia. Grozi mu 12 lat więzienia.
Dziś jeszcze prokurator skieruje wniosek o tymczasowy areszt dla mężczyzny.
Rzecznik prokuratury okręgowej w Łodzi, Krzysztof Kopania, w rozmowie z rmf24.pl zdradził, że według świadków sprawca tragicznego wypadku zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej po czym... poszedł spokojnie do domu. Jak dodawał: - Z relacji świadków wynika, że był on tak pijany, że po opuszczeniu samochodu dwukrotnie się przewrócił, a idąc do domu się zataczał.
Jak dowiedział się "Dziennik Łódzki", zmarła dziewczynka była mieszkanką Łodzi. W dniu tragedii spędzała wakacje u znajomych w miejscowości pod Koluszkami.
44-latek miał już przyznać się do zarzutów, ale twierdzi, że samego wypadku nie pamięta. Mężczyzna potwierdził, że po zakończeniu pracy z dwoma innymi kolegami pił alkohol: 2 litry wódki i po 4 piwa, a później wsiadł do samochodu i pojechał w stronę domu.