Od wtorku o tragedii w Sopocie mówi cała Polska. Tego dnia rano Ewa K. zrzuciła córeczkę z mola. Kiedy dziewczynka topiła się w Bałtyku, matka wskoczyła do morza. Strażacy wciągnęli martwe dziecko i kobietę, która kurczowo trzymała się barierki mola. Ewa K. w prokuraturze przyznała się do zabójstwa i siedzi w areszcie.
Sąsiedzi państwa K. ciągle są w szoku. - To była miła, normalna rodzina. Często spotykaliśmy się na spacerach z dziećmi. Pani Ewa wydawała się kochającą i troskliwą matką. Opowiadała, że pochodzi z okolic Grójca. Studiowała na Uniwersytecie Gdańskim i na politechnice. Była trochę skryta, o mężu nie wspominała, ale on też jest podobny do niej - miły, sympatyczny. A Weroniczka zawsze był wesoła, zadbana, nakarmiona. Ta kobieta chyba postradała zmysły. Nie mogę uwierzyć, że mogła zabić swoje dziecko - mówi pani Joanna, sąsiadka z bloku.
- Uważam, że przyczyną tragedii może być psychoza matki. Wcześniej zapewne cierpiała na depresję poporodową, która nie została dostatecznie wyleczona, co doprowadziło do bardzo groźnych powikłań - uważa Małgorzata Chmielewska-Zdunek, psychoterapeuta z Doradztwa Psychologiczno-Pedagogicznego. - Tej kobiecie mogło wydawać się, że w jej dziecku skupiło się zło, mogła mieć natrętne myśli nakazujące samobójstwo i zabójstwo. Zepchnęła dziecko do morza i chciała skończyć z sobą - tłumaczy.
- Przypadek Ewy K. wygląda na depresję dwubiegunową cechującą się silnymi stanami maniakalno-depresyjnymi. To może doprowadzić do prób samobójczych. W leczeniu nie wystarczają środki farmakologiczne. Potrzebna jest praca z pacjentem. On musi też czuć wsparcie rodziny - dodaje psycholog Alicja Zacierka.
Dzieciobójczyni niebawem przejdzie badania psychiatryczne, które potwierdzą, czy w chwili morderstwa była poczytalna.