Sylwia M. (32 l.) z dwójką dzieci mieszkała w małym drewnianym domu w Nowym Żmigrodzie. Trzyletnią córeczkę i niespełna rocznego synka wychowywała sama. Wczoraj rano całą trójkę ogień zaskoczył prawdopodobnie we śnie. Strażacy dostali wiadomość o pożarze o godz. 8. Natychmiast ruszyli na miejsce. Widok był straszny. - Pożarem objęty był już cały budynek, płomienie wydobywały się z pomieszczeń na parterze, ze wszystkich drzwi, było pełno dymu - opisuje bryg. Wacław Pasterczyk z Państwowej Straży Pożarnej w Jaśle.
Przed domem stała rozpaczająca Sylwia M. Dwoje sąsiadów, kobieta i mężczyzna, daremnie próbowali wskoczyć do płonącego budynku przez drzwi i okna. Krzyczeli, że w środku zostały dzieci... Niestety, nawet strażacy nie dali rady przedrzeć się przez ogień. Kiedy ugasili pożar, wynieśli ciała maleństw na śnieg przed domem. Matka dzieci trafiła do szpitala. Wyskoczyła z domu w ostatniej chwili i prawie nic jej się nie stało, ale jest w ciężkim szoku. Opatrzono też bohaterskich sąsiadów, którzy próbowali ratować maluchy. - Specjalnie powołana komisja będzie ustalać przyczyny pożaru - mówi strażak.