Była środa, tuż po godz. 15. Dzieci z osiedla domów jednorodzinnych w Białogardzie korzystały z pogody, bawiły się przed domami na placach zabaw. Wśród nich był pięcioletni Szymon S. Ojciec zerkał na niego co chwilę przez okno. Kiedy nagle zniknął mu z pola widzenia, poszedł szukać synka. I znalazł kilkanaście metrów od domu, w niezabezpieczonej studzience pełnej wody. Ojciec wyciągnął Szymonka, zaczął go reanimować. Szybko pojawili się ratownicy medyczni. Niestety, chłopiec zmarł. Prawdopodobnie utonął.
- Szymon był bardzo kochanym dzieckiem. Wychuchanym. Nie znam drugich tak wspaniałych rodziców - mówi pani Emilia, kuzynka zmarłego chłopca. - Są bardzo religijni i teraz chyba tylko wiara w to, że Szymon jest w ramionach Boga Ojca, trzyma ich przy życiu - dodaje.
Jak ustaliliśmy, feralna studzienka znajduje się na terenie miasta. - Do naszej firmy nie wpłynęły żadne sygnały o braku zabezpieczenia tej nieużywanej od lat instalacji. Sprawdzimy jej stan prawny, by mieć pewność, do kogo ona należy - mówi Andrzej Nowak, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej w Białogardzie.
Będzie to istotne, bo prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci chłopca, za co grozi kara 5 lat więzienia. - Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów - mówi Joanna Brzezińska, prokurator rejonowy w Białogardzie.
Zobacz także: Brutalnie zabili Ukrainkę, bo domagała się zwrotu pieniędzy. Horror pod Hrubieszowem