Już od kilku dni wyglądał jak żywy trup. Nie potrafił cieszyć się życiem. Wspomnienia chwil przeżytych z ukochaną rozrywały mu duszę. Dlaczego Alina go rzuciła? Czy nie rozumie, jak bardzo ją kocha? Te pytania bez odpowiedzi tylko potęgowały jego rozpacz. W niedzielę o 21.20 zmienił z kolorowego na czarno-białe swoje zdjęcie na profilu społecznościowym. Umieścił przy nim taki wpis: "Dziękuję wszystkim znajomym za sympatię i wsparcie w trudnych chwilach". Potem poszedł pod okno swojej ukochanej. Stał pod nim kilka godzin. Gdy zaczęło świtać, wziął do ręki wielki kuchenny nóż. - Alina! - krzyknął rozdzierająco, wbijając ostrze w swoje serce...
- Jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Wiedziałam, że tata bardzo się zakochał. Ale żeby aż tak, na śmierć?! - szlocha jego córka Karolina (33 l.). Ale wszystkie znaki na ziemi i w internecie wskazywały, że ta bydgoska love story nieuchronnie zmierza do krwawego finału. On - 60-letni wrażliwiec, samotny, po przejściach i ona - też poraniona przez życie, o trzy lata młodsza nauczycielka wychowania przedszkolnego. Wydawało się, że przy sobie odnaleźli swoje miejsce na ziemi. Na moście w Bydgoszczy wisi jeszcze kłódka z ich imionami - dowód wiecznej miłości. Ale dla Aliny S. (57 l.) ta miłość skończyła się już po dwóch latach.
O tym, jak bardzo cierpiał ten leciwy Romeo, świadczą jego zdjęcia na profilu społecznościowym. Jedno z nich jest z jego chrzcin. Mały Januszek siedzi tam na kolanach babci. Dorosły Janusz podpisał je tak: "Wielu osób z tego zdjęcia już nie ma na tym świecie. Niedługo do nich dołączę"... Potem zostawił w komputerze list do swoich dzieci. Przeprosił w nim za to, co zamierza zrobić...
Ryszard Kalisz przeprasza Ingę Pietrusińską: Nikt nie jest doskonały