Tragedia w Darłówku. Wstrząsające słowa ratownika

2018-08-17 9:10

Tragedia w Darłówku. Od wtorku, 14 sierpnia trwają poszukiwania zaginionego rodzeństwa, które porwały fale Bałtyku. 11-letnia Zuzia oraz 14-letni Kacper oficjalnie zostali uznani za zaginionych, ale ratownicy cały czas próbują odnaleźć ich ciała. Szef płetwonurków, którzy biorą udział w akcji, zdecydował się opisać szczegóły.

Tragedia w Darłówku. Rozmiar dramatu, do którego doszło nad Bałtykiem, przeraża. Rodzeństwo, które przyjechało nad morze razem z rodzicami, prawdopodobnie utopiło się. Dziś o godzinie 9 płetwonurkowie po raz kolejny wznowią poszukiwania 11-letniej Zuzi oraz 13-letniego Kamila. Wedłu szefa ratowników, ciała mogą wypłynąć po kilku dniach. - Niestety, morze jest nieprzewidywalne, najprawdopodobniej dzieci porwał prąd i w końcu morze odda ciała - powiedział Sylwester Kowalski.

Ratownik przyznał również, że ten rejon morza jest skrajnie niebezpieczny. - Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak niebezpieczne może być morze. Teren, przy którym zaginęły dzieci, jest bardzo niebezpieczny. Dlatego jest tam tabliczka całkowicie zakazująca kąpieli. Ale ludzie nic sobie z tego nie robią - powiedział w rozmowie z WP.

W czwartek prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tragedii nad Bałtykiem. Jak powiedziała prokurator Alicja Kowal, postępowanie toczy się w kierunku "narażenia na bezpośrednią utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dzieci oraz nie dopełnienie obowiązku opieki ciężącej na dorosłych względem małoletnich w połączeniu z nieumyślnym spowodowaniem śmierci". Grozi za to pięć lat więzienia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki