- Potrzeba bardzo dużo wiary, aby przetrwać śmierć dzieci, które tak nagle odeszły. Jedna jest tylko pociecha, że chłopcom jest dobrze w domu naszego Pana - mówił ksiądz nad białą trumną, w której złożono do grobu ciało Pawła. Po chwili zasłał ją kobierzec białych róż, które żałobnicy przynieśli na cmentarz, żeby pożegnać chłopca, tak jak dwa miesiące temu żegnali jego starszego brata.
Paweł i Marcin spoczęli w jednym grobie
Paweł i Marcin zginęli 29 grudnia. Wyszli z domu i wszelki ślad po nich zaginął. Szukano ich we wsi, w sąsiednich miejscowościach, nawet w Warszawie, bo podejrzewano, że chłopcy urwali się do stolicy na sylwestra. Dopiero strażacy, którzy rutynowo przeszukiwali skuty lodem Liwiec, natknęli się na ciało starszego Marcina (+15 l.). Już nie było wątpliwości, co się stało. Bracia utonęli, gdy ślizgali się na lodzie.
Pogrzeb Marcina odbył się 14 stycznia. Ciało Pawełka rzeka ukryła tak dobrze, że dopiero w ubiegłym tygodniu znalazł je jego dziadek Tadeusz Gołoś (71 l.). Codziennie przemierzał kilometry rzeki, wypatrując ukochanego wnuczka. W końcu Bóg się zlitował. - Teraz spoczęli w jednym grobie - szlocha pan Tadeusz.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Mokobody. Pogrzeb 15-letniego Marcina, który utonął w rzece. Matce pękło serce