TRAGEDIA w PUCKU: Rodzice zastępczy CHODZILI DO KOŚCIOŁA, mieli dobrą opinię

2012-09-20 16:45

Rodzice zastępczy z Pucka, którzy teraz odpowiedzą za znęcanie się nad dziećmi i zabicie dwójki z nich, mieli dobra opinię. Byli spokojnie, chodzili do kościoła, przeszli wszystkie niezbędne testy. Nie było żadnych sygnałów, że w rodzinie dzieje się źle.

Sąsiedzi, policja, opieka społeczna - wszyscy przekonują, że nie było żadnych przesłanek, że w rodzinie Cz. źle się dzieje. A działo się - Anna i Wiesław katowali maluchy.

- Spokojni byli, do kościoła co niedzielę, wszyscy razem, widziałem chodzili. Żadnych krzyków nie było, no, wiadomo, małe dzieci, jak coś nabroją to się czasem krzyknie, ale żeby ciągle krzyczeli nie słyszałem - mówi sąsiad państwa Cz.

Również policja twierdzi, że nie miała żadnych doniesień, że w rodzinie może dziać się źle. Opieka społeczna także tłumaczy, że na pozór wszystko wyglądało w porządku. Ze szkoły nie było żadnych sygnałów...

Beata Kryszak, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie tłumaczy, że rodzice przeszli wszystkie testy, nadzór nad nimi był prowadzony fachowo. Po śmierci pierwszego dziecka zostali nawet objęci pomocą psychologa, który miał okazję porozmawiać z dziećmi sam na sam. Nikt nie wykrył żadnych nieprawidłowości.

- Nie potrafię powiedzieć co zawiodło - mówi Beata Kryszak.

Ale coś zawiodło. teraz sprawę bada prokuratura. Również w Powiatowym Ośrodku Pomocy Rodzinie prowadzone są kontrole, czy nadzór nad rodziną przebiegał prawidłowo.

Anna i Wiesław Cz. przyznali się do winy. Kobiecie grozi dożywocie, jej mężowi - 10 lat więzienia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają