O tym, że Milenka nie żyje, zadecydowało zalewie 10 minut. Pięciolatka jak co dzień była w przedszkolu Bajlandia przy ul. Klonowicza w Gdańsku. Ojciec, który od dwóch lat nie mieszkał z córeczką i jej matką, ale nie miał ograniczonych praw rodzicielskich, odebrał małą o godz. 14.30. Dziesięć minut później zgłosiła się po nią babcia. Kobieta oniemiała, gdy usłyszała, co się stało, i natychmiast zawiadomiła policję. Ale feralnych minut nie dało sięjuż nadrobić...
Co kierowało mężczyzną, gdy poszedł z córeczką do nadmorskiego parku na gdańskim Brzeźnie, zaprowadził do poniemieckiego bunkra i roztrzaskał jej głowę o betonową ścianę? To pytanie, na które śledczy nie potrafią jeszcze odpowiedzieć. Wiadomo, że dwa dni wcześniej pojawił się w szpitalu na oddziale detoksykacyjnym. - Ustalamy, dlaczego tam trafił - mówi prokurator Ewa Brudzińska. Ona i policjanci z grupy dochodzeniowej byli wstrząśnięci tym, co ujrzeli na miejscu zbrodni. Ciało Milenki było zmasakrowane, jakby zabójca po nim skakał. Nieoficjalnie wiemy, że niektórzy policjanci odmówili potem czynności z udziałem Mariusza L. - bali się, że z wściekłości zrobią mu krzywdę.
Zobacz: Wiktoria z Krapkowic. Ojciec poddał się badaniu wariograficznemu. Okazało się...
Tymczasem zabójca spokojnie wrócił do domu i szykował się do ucieczki. Gdy do drzwi mieszkania, które wynajmował, zapukali policjanci, właśnie się pakował. To może znaczyć, że dobrze wiedział, co zrobił, i panował nad swoim postępowaniem. - Zabiłem córkę, bo mnie zdenerwowała - powiedział.
Wczoraj odbyła się sekcja zwłok dziecka i przesłuchano pierwszych świadków. Przeprowadzono też badania na obecność alkoholu bądź środków odurzających w organizmie zatrzymanego. Dziś sprawca ma zostać przesłuchany i usłyszeć zarzuty. - W tej chwili mówimy o zabójstwie ze szczególnym okrucieństwem - wyjaśnia prokurator Ewa Brudzińska. - Ta zbrodnia jest nacechowana dużą brutalnością. W dodatku dotyczy ojca i małego, bezbronnego dziecka. Konieczne jest badanie na poczytalność - dodaje.