Od trzydziestu lat służyła w Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej. Ostatnio mieszkała w domu zakonnym w Orliku na Kaszubach. Pod koniec września ruszyła do Częstochowy, by wziąć udział w dniach skupienia dla sióstr pracujących w instytucjach kościelnych i domach zakonnych. Właśnie wracała do domu. Z dworca kolejowego w Lubni, dokąd dojechała pociągiem, miała do przejścia ledwie cztery kilometry. Było jeszcze ciemno, gdy ufnie wyruszyła w drogę, odmawiając różaniec. – Szła po prawidłowej stronie jezdni. Niestety, nie miała na sobie żadnych elementów odblaskowych. To ją zgubiło – relacjonuje Justyna Przytarska z policji w Chojnicach. Kierowca ciężarówki nie dostrzegł w porę drobnej postaci idącej skrajem szosy. Gdy światła auta wyłowiły ją z mroku, na reakcję było już za późno. Tępe uderzenie i bezwładne ciało upadło na trawę metr od asfaltu. – Kierowca był trzeźwy. Na pewno mógł zachować większą ostrożność, ale wiele wskazuje na to, że wypadku udałoby się uniknąć, gdyby piesza miała elementy odblaskowe – dodaje policjantka. – To była współczesna święta. Pokorna, rozmodlona i pozornie zwyczajna. Dopiero jej śmierć uświadomiła nam, kogo straciliśmy – mówi o. Łukasz Rosiak, kapelan sióstr franciszkanek w Orliku.
Zobacz: Urzędnik z Sieradza to pedofil?! Miał molestować dziewczynkę