Historia ucieczki krowy zaczęła się 23 stycznia, gdy to zwierzę uciekło pracownikom punktu skupu, niszcząc ogrodzenie i raniąc pracownika. Krowa upodobała sobie wyspy Jeziora Nyskiego i nie dawała się pojmać przez trzy tygodnie, mimo wielu prób podjętych przez właściciela, który nie otrzymał za nią zapłaty. Spłoszona krasula atakowała jednak każdego, kto chciał się do niej zbliżyć. Co więcej, okazało się, że potrafi świetnie nurkować. Po tygodniu właściciel odpuścił pogoń za uciekinierką i postanowił, że będzie zostawiał dla niej jedzenie w okolicach jeziora między Bukowem a Siestrzechowicami. Gdy próbowali ją ująć strażacy, ta uciekła na jedną z pobliskich wysp przepływając 50 metrów jeziora.
Sytuacja krowy poruszyła m.in. Pawła Kukiza, który zadeklarował "wykup krowy, opłacenie weterynarza, który uśpi ją na czas transportu do rodzimej stajni, pod warunkiem gwarancji zapewnienia jej bezpieczeństwa do czasu znalezienia miejsca pobytu w jakimś agroturystycznym domu spokojnej - dla niej - starości". Na jego apel odpowiedział starosta nysku, Czesław Biłoban, który obiecał, że krowa trafi do powiatowego ośrodka dla emerytowanych koni pod Nysą.
W czawrtkowy poranek podjęto kolejną próbę złapania krowy. Myśliwy i 2 weterynarzy użyli zastrzyków uspokajających, by unieszkodliwić zwierzę. Po kilku godzinach im się to udało:
Niestety, jak poinformowało Radio ZET krowa - uciekinierka z Opolszczyzny zmarła jednak podczas transportu do nowego właściciela na zawał serca. Weterynarze, którzy jej szukali i złapali są zdruzgotani. Mówią, że zostawiali zwierzę w dobrym stanie i nie wiedzą, jak mogło się to stać:
Zobacz także: Krowa chciała się utopić? Szok w Mytkowie! [ZDJĘCIA]